Coś po piątkowych szaleństwach cicho się zrobiło, ale myślę, że jest to cisza przed burzą...
Ja przeżyłam weekend, a to już sukces.
Wczoraj było wspaniale i aktywnie (aczkolwiek trochę zimno), a dzisiaj pogoda zapewniła mi doskonałe alibi do wylegiwania się na kanapie do góry pupą, czyli do praktykowania tzw. LB*
Popołudnie było doskonałe. Spędziłam je ze wspaniałym mężczyzną. Mężczyzną, w którym kocham się od 6 roku życia (i niech mi ktoś powie, że nie jestem stała w uczuciach...). Ten mężczyzna to dr Indiana Jones i dorównać mu może jedynie kapitan pilot Han Solo (doprawdy zastanawiające jest to, że dwóch moich "facetów idealnych" ma tę samą twarz, dosłownie:))
tymczasem miłego wieczoru, ja wracam do całodziennych zajęć własnych:)
*"leżenie bykiem"
Przez całe lata moim estetycznym ideałem był Johnny Depp. Tymczasem, pojawił się nowy Star Trek i .. gdyby przyjąć powyższą konwencję to moim ideałem jest albo James T.Kirk albo nieśmiały, niewidomy Danny. Chyba przerzucę się na Spocka;)
OdpowiedzUsuńNie no, Johnny jest super.
OdpowiedzUsuńProblem ze mną polega na tym, że ja się kocham w fikcyjnych postaciach:) a nie w ich odtwórcy:)