niedziela, 16 maja 2010

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie:)?

Coś po piątkowych szaleństwach cicho się zrobiło, ale myślę, że jest to cisza przed burzą...

Ja przeżyłam weekend, a to już sukces.
Wczoraj było wspaniale i aktywnie (aczkolwiek trochę zimno), a dzisiaj pogoda zapewniła mi doskonałe alibi do wylegiwania się na kanapie do góry pupą, czyli do praktykowania tzw. LB*

Popołudnie było doskonałe. Spędziłam je ze wspaniałym mężczyzną. Mężczyzną, w którym kocham się od 6 roku życia (i niech mi ktoś powie, że nie jestem stała w uczuciach...). Ten mężczyzna to dr Indiana Jones i dorównać mu może jedynie kapitan pilot Han Solo (doprawdy zastanawiające jest to, że dwóch moich "facetów idealnych" ma tę samą twarz, dosłownie:))

tymczasem miłego wieczoru, ja wracam do całodziennych zajęć własnych:)

*"leżenie bykiem"

2 komentarze:

  1. Przez całe lata moim estetycznym ideałem był Johnny Depp. Tymczasem, pojawił się nowy Star Trek i .. gdyby przyjąć powyższą konwencję to moim ideałem jest albo James T.Kirk albo nieśmiały, niewidomy Danny. Chyba przerzucę się na Spocka;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no, Johnny jest super.
    Problem ze mną polega na tym, że ja się kocham w fikcyjnych postaciach:) a nie w ich odtwórcy:)

    OdpowiedzUsuń