niedziela, 7 marca 2010

Szczerość absolutna, czyli na kogo jak nie na Brata mogę liczyć...

Ostatnio z okazji jednej z licznych rodzinnych imprez wybraliśmy się do eleganckiej restauracji w centrum miasta. Jako, że jechała cała rodzina postanowiłam skorzystać z okazji i Szanowny Brat T. został posadzony za kierownicą, aby starsza siostra mogła się w pełni wyluzować i łatwiej imprezę rodzinną przeżyć.
Taaa... ale trzeba jeszcze na nią dojechać, przynajmniej w jednym kawałku. Do restauracji dojechaliśmy tylko po 3 ostrych hamowaniach, w tempie 100km/h jadąc po mieście...
Zdecydowanie, po wyjściu z samochodu, to był właściwy moment na zamówienie drinka. Ponieważ byliśmy pierwsi, do momentu kiedy dojechała moja liczna rodzina, byłam już w doskonałym nastroju i zapomniałam o poprzedzających całą sytuację wydarzeniach. Przebaczyłam mojemu Szanownemu Bratu T.
Po kolacji byliśmy zaproszeni na kontynuację imprezy do domu Cioci i Wujka. Znowu należało się przemieścić samochodem. Po kilku ostrych hamowaniach, sporej ilości wyzwisk, dynamicznej zmianie pasów i utracie przeze mnie resztek radości życia dotarliśmy do celu.
Wchodząc do domu oczywiście wykrzykiwałam, trzymając się znacząco za klatkę piersiową, opinie na temat wspólnej podróży:
Ja: Matko... straciłam przez Niego co najmniej 5 lat życia, to był koszmar!
Na to mój Wujek zapytał z troską:
W: Ale co się tak właściwie stało?
Szanowny Brat T. (ze swoim firmowym stoickim spokojem): Nie wiem, ona jest po prostu głupia...

Brat to Brat:)

1 komentarz: