niedziela, 5 lipca 2009

kryzys ćwierćwiecza a może letnie przesilenie...

Uwaga, uwaga, bo idzie łamaga! Akurat w moim przypadku takie hasło jest wręcz idealne.
Opis brutalnie specyfikujący rzeczywistość, która jest... brutalna.
Bo jeśli gdzieś mogę się wywalić (tylko nie byle jak, ale spektakularnie, bo takie zwykłe wywrotki to amatorszczyzna), to zrobię to jak trzeba,widowisko gwarantowane.
Co prawda jeszcze nie walnęłam głową w skrzynki na listy (tu ukłon dla Pani G.(!)), ale to pewnie jedynie dlatego, że nie poruszam się w pobliżu miejsc z dogodnym ustawieniem do uderzenia takowych skrzynek.

A zatem tak się stało, że na podsumowania ostatnio mi się zebrało.
Rzewnie, depresyjnie i twórczo, bo wpadłam w stan tzw. głębokiej melancholii.
Do epokowych odkryć raczej nie dojdę, ale wkrótce osiągnę zacne ćwierćwiecze i co z tego? Chciałoby się rzecz QUO VADIS?
W moim przypadku odpowiedź zawsze aktualna to "do pracy". A powinna być taka:
"tam gdzie miód najsłodszy, słońce najjaśniejsze, wiatr ciepły i ludzie szczęsliwi":)!

A teraz właściwie żadna, powtarzam ŻADNA z dziedzin mojego życia nie jest stabilna, ani unormowana. W sumie jak też nie jestem stabilna (emocjonalnie) i unormowana (w ogólnym znaczeniu tego słowa). Jednym słowem kicha. Szukając pozytywów, przynajmniej nie dopadnie mnie nieznośna lekkość bytu:)

Może kupię sobie psa, może lepiej lwa...:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz