sobota, 27 lutego 2010

W labiryncie ludzkich spraw

Wieczór miałam równie intensywny jak cały tydzień:) To się nazywa życie na pełnych obrotach. Popołudnie spędziłam z Mamą... nadrabiałyśmy zaległości braku czasu (głównie mojego:( ) z ostatnich kilku tygodni.

Popołudnie zamieniło się w wieczór w kinie, a po kinie...

Nastąpiła zmiana towarzystwa i klimatu...
...były wspomnienia, dużo plotek, hotel na przedmieściach, rozmowy takie o życiu i przemijaniu, wspomnienia (a dokładnie pewne wyliczenia i zdarzenia jeszcze z czasów podstawówki przy muzyce Mannamu:)), śpiewanie w samochodzie starych szlagierów i szczerość, aż do bólu przy zupie piwnej:).
Wszystko w obrębie mojego kółka dyskusyjnego, do tańca i do różańca jak to mówią:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz