czwartek, 10 lutego 2011

Kiedy pracoholik idzie na urlop...

Najwyraźniej mam problem. Dobrze, że zaczynam to dostrzegać. Otóż, ze względu na intensywny tryb życia i ogólnie sporo stresów ostatnio jestem w proszku emocjonalnym. Doprowadzam moje otoczenie do szału, na przemian jęczeniem lub złośliwościami (tu myślę, że wybijam się na wyżyny). Najgorsze, że nie mogę nad tym zapanować. Stąd podjęłam trudną decyzję o urlopie. Dzisiaj i jutro. Tym sposobem mam 4 dni dla siebie, na nadrobienie zaległości i pozbieranie resztek mojej emocjonalno-mentalnej równowagi.
I teraz sytuacja, która dzisiaj mi zobrazowała jak bardzo potrzebuję wolnego.
W nocy dostałam smsa. Usłyszałam dzwonek telefonu, a zatem wstałam, ubrałam szlafrok i poszłam do łazienki. Dopiero przy myciu zębów zorientowałam się, że jest godzina 1.22 (Alleluja dla Mojej Mamy, która uznała, że zegar w łazience jest potrzebny).
Tak! Wstałam w środku nocy, bo pomyliłam sms z budzikiem. Poza tym zapomniałam, że przecież mam mieć dzisiaj wolne.
Czy to już szaleństwo czy może przedsionek piekła?

Miłego dnia, ja pędzę na siłownię przywracać równowagę w moim małym świecie:)
(a przy okazji w otoczeniu:)).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz