Po koncercie... właściwie nie spałam... aż do dzisiaj a to też w mocno okrojonej wersji.
W telegraficznym skrócie weekend wyglądał tak:
shopping, marcepanowe pokusy, impreza urodzinowa, egzaminowanie, kilka zjedzonych pizz, relaks na Rynku przy popołudniowym piwie, stare dobre czasy i sernik w mleczarni, miu miu, monopoly, wesoła taksówka, wściekłe komary, pomarańczowy koc i hot dog w operze, wieczór kawalerski (były przypadkowe ofiary), disco-disco, nocne poszukiwania bankomatu, wesoła taksówka, przymulony poranek, spełnienie obowiązku katolickiego oraz obywatelskiego, lenistwo z "Rozważną i Romantyczną", głupi amerykański horror i 3 mecze futbolu:)
Uff... teraz muszę odpocząć, bo w przyszły weekend wesele:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz