Koty potrafią tupać, takie z nich brutalne potwory,
wody zawsze jest za mało,
zajęcia za długie
i spać się chce.
Natomiast momentalnie otrzeźwiła mnie poranna sytuacja z samochodem.
Pan T. podwiózł mnie rano do domu.
Wysiadłam kulturalnie z samochodu (coby nie używać potocznych kolokwializmów typu "wytoczyłam się", to nie tej klasy sytuacja była:)).
A zatem wysiadam i coś mi się nie zgadza. Jeszcze nie wiem co, ale styki się zgrzewają... Samochód Ojca stoi w garażu, czyli się zgadza...
Ale zaraz! pod domem zwykle stoi samochód mojego Brata... hmm 7.30, pewnie jest w pracy, czyli się zgadza...
Moment, zaraz, chwilunia! A gdzie mój samochód?! AAAAA pojechałam samochodem do centrum wczoraj i o tym zapomniałam?!
K... gdzie ja go zostawiłam...?! Spokojnie, spokojnie... to da się jakoś racjonalnie wytłumaczyć...
I w tym momencie spojrzałam na ulicę, gdzie stał równiutko zaparkowany mój żółty rydwan. Uff... mówiłam, że była wczoraj impreza rodzinna. Nie było przecież gdzie zaparkować.
Ale utracone zdrowie w tych minutach niepewności bezcenne.
Do tego moja opowieść rozbawiła do łez moich rodziców podczas porannej kawy. A to wcale nie było śmieszne.
Więcej nie piję... Ale mniej też nie...
*Dżem "Wehikuł czasu"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz