niedziela, 3 października 2010

Panna Pensjonarka w Krainie Oz

I to z najukochańszą Siostrą.

Ostatnio sporo się działo, a ponieważ były to głównie nudne sprawy naukowe postanowiłam milczeć. Weekend był mocno naukowy - w końcu zaczął się rok akademicki i wraz z nim moje super hiper trudne studia podyplomowe (pytam się od kilku dni - po co się w to z własnej woli wpakowałam?! i nadal nie mogę znaleźć odpowiedzi:)).

Oprócz mojego naukowego nudziarstwa, które, o zgrozo!, jest dla mnie interesujące i postaram się Was oszczędzać nie wspominając o nim zbyt często, wczoraj wieczorem wylądowałam w Krainie Oz. Dosłownie i w przenośni.
Byłam na spektaklu w Teatrze Capitol - "Czarnoksiężnik z Krainy Oz". Ukłony dla twórców. Było wspaniałe. Polecam.

Potem z moją Siostrą vel Moją Najlepszą Przyjaciółką urządziłyśmy sobie mały rajd po mieście Wrocławiu w myśl idei przewodniej z Krainy Oz... znaczy, że do domu się próbowałyśmy dostać. Tylko taką objazdówką.
W ten sposób przeżyłam surrealistyczny i humorystyczny wieczór, który zdecydowanie wpisuje się w trend... "o tym będziemy opowiadać naszym wnukom".
Była kolacja - szampan z butelki (zapakowanej w papierową torebkę) i batonik idąc po Świdnickiej, potem kilka dziwnych miejsc, które odwiedziłyśmy, kilka spotkań z ludźmi, których znamy, z nieznajomymi, z ludźmi, których chciałybyśmy poznać i z takimi, których lepiej nie znać. Był quest z nagrodą główną w postaci pirackiej flagi. Mężczyźni komplementowali moje rajstopy (za moich czasów komplementowało się nogi...). Było zdziwienie taksówkarza... "Co tak wcześnie do domu?" i nasza odpowiedź : "W tym wieku to już się o tej porze wraca"(przyp. autora - szczególnie jak imprezę zaczyna się o 17:)).

Obserwacje z wieczoru są zatrważające:
Coraz młodsze dzieciaki wpuszczają do knajp. Po kilku zaczepkach byłam już na skraju histerii, a zatem potencjalnych zaczepiających pytałam czy chodzili do gimnazjum. Wszyscy chodzili.
Zaszczytne pierwsze miejsce antypodrywu wieczoru zdobył w moim prywatnym rankingu osobnik, któremu na potrzeby opisu sytuacji przydzielę ksywkę... "Gimnazjalista"
Gimnazjalista: To co porabiasz?
ja: (litości, to już nie macie lepszych pomysłów)... pracuję...
Gimnazjalista: Tak, fajnie, ja studiuję jeszcze...
ja: (już jestem na skraju roześmiania się, ale myślę, dam mu szansę, może chłopak miał ciężkie przeżycia i po prostu coś tam zawalił, zresztą widać, że się stresuje) a chodziłeś do gimnazjum?
Gimnazjalista: (spoglądając na mnie jakbym była niedorozwinięta) no tak... skoro jestem na studiach to musiałem skończyć podstawówkę, gimnazjum, a potem liceum, no nie?

w tym momencie zabrałam drinka i oddaliłam się... O Boże! On był w gimnazjum... nawet gorzej... on nawet nie wiedział, że była inna możliwość.

Potem już nie chciało mi się "umilać" sobie czasu pogawędkami. Mówiłam każdemu wstępnie zainteresowanemu, że jestem mężatką pokazując pierścionek.

Też dobrze.

Zwieńczeniem wieczoru były najlepsze kanapki na świecie z sosem barbecue o 3 nad ranem w kuchni w domu moich Rodziców.

Rano, kiedy opisywałyśmy przy śniadaniu wszystkie nasze przygody poprzedniego wieczoru, usłyszałyśmy od mojej Mamy -
Mama: Czy Wy nie możecie w końcu dorosnąć?
My: Możemy, ale po co?!

:)
Miłej niedzieli!

4 komentarze:

  1. Ej, ja też byłam w gimnazjum! Pozdrawiam z Warszawy :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale po co dorastać, jeśli w wersji dziecinnej można mieć zajebistą flagę ? ;)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdziwisz się jak traficz na gimnazjaliste starszego od siebie, instytucja gimnazium była w naszym kraku do 1948 roku, więc jest szansa :)

    Pozdrawiam Pan Samochodzik

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu, dzięki za pozdrowienia z Warszawy, nigdy nie powiedziałam, że mam coś przeciwko gimnazjum:)
    Panie Samochodziku... trafna uwaga, mogę się zdziwić...

    OdpowiedzUsuń