Znowu zbliżyłam się do apogeum szaleństwa...
W sumie może to nie jest takie złe?
Dla mnie nie, niestety moje otoczenie przeżywa ciężkie chwile...
Jedni woleliby nie pamiętać, inni wolą jak wcześniej wyjdę, jeszcze inni się martwią...
A ja dzisiaj przeszłam osobiście cały wachlarz emocji...
Od czarnej rozpaczy związanej z aspektami życiowymi, na które nie mam wpływu, przez głęboką melancholię i poczucie bezsensu, następnie słodką euforię związaną z moją prywatną podłogą, aż po absolutną radość, w którą wprawiła mnie perspektywa schowania stresów do szafy:)
A tak serio to jestem zmęczona, ten tydzień będzie krytyczny.
Planuję go przespać.
Czekam na lipiec jak na zbawienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz