Kolejny tydzień minął zanim jeszcze na dobre się rozkręcił.
Było tradycyjnie - szybko, pracowicie, było trochę smutku i trochę radości, jak to w życiu bywa.
Spotkałam kilku dobrych przyjaciół, wypiłam cudowną kawę, śmiałam się z drobiazgów, przeczytałam książkę, pracuję ciężko nad moim trudnym charakterem, szlifuję warsztat kabaretowy opowiadając dowcipy, dążyłam do samounicestwienia mojego żołądka popijając szaszłyki kawą i zajadając to wszystko słonecznikiem, nie szukam miłości mojego życia, obejrzałam świetny film, zjadłam najlepsze ciasto świata w wykonaniu mojej Mamy i dostałam propozycję wiosennego lotu "Antkiem" czego oczywiście nie mogę się doczekać. Przecież mi nie trzeba 2 razy powtarzać:)
A jutro mój ulubiony dzień tygodnia, który rozpocznę słuszną dawką adrenaliny w samochodowym wydaniu:)... a to będzie dopiero początek:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz