czwartek, 28 lutego 2013

Cytat dnia



"(...) przecież, by stać się jeźdźcem z prawdziwego zdarzenia, musisz wiele razy upaść i podnieść się.
To jest kwintesencja życia."
- "Kurz, pot i łzy" Bear Grylls.

wtorek, 26 lutego 2013

wtorkowo, śniadaniowo, groszkowo i treningowo

na wiosnę czekam. Reszty nie komentuję, wszystko w tytule:)
za to wyżyłam się artystycznie przy śniadaniu :)


płatki ryżowe z jogurtem w doborowym marchewkowo-cynamonowym towarzystwie

a teraz idę do pracy :)!


niedziela, 24 lutego 2013

niedzielne przemyślenia i odpoczynek po weekendzie:)

To był weekend:) co prawda nie było latania, ale za to towarzysko było bezbłędnie :) niestety, przez nieuwagę nie zabrałam aparatu i dokumentacja fotograficzna jest z telefonu...


a zatem podróż w góry zaczęliśmy kolorowo - likierem różanym... tak, aby wszystko przebiegło pomyślnie... muszę przyznać, że świat po tym widać przez różowe okulary:)


potem pozostały nam spacery, wspomnienia o lataniu, oczywiście przy dobrych trunkach i bajkowe klimaty:)

Co do treningów - w tym tygodniu dosyć lajtowo - w weekend tylko spacery, 5h 30 min jogi (wyzwanie przecież trwa:)!), a bieganie zajęło mi w sumie prawie 4h. Zbieram teraz siły na nowy tydzień, który tradycyjnie zacznę treningiem biegowym, będę kontynuowała moje wyzwanie (to już półmetek) i... pojawił się nowy plan, wiosna idzie, marzec zbliża się wielkimi krokami już w tym tygodniu...a zatem, jeśli 1 marca pogoda na to pozwoli (to znaczy nie będzie śniegu i nie będzie zbyt zimno) zaczynam sezon rowerowy i ruszam do pracy tym środkiem komunikacji:) już się nie mogę doczekać :):):)

życzę Wam spokojnego wieczoru i zainteresowanych tematem zostawiam z moimi wspomnieniami :)

sobota, 23 lutego 2013

Śniegu po pas:)

Sypie, sypie, sypie!
siedzimy sobie w górach, zaraz śniadanko i wycieczka do Czech:) bo zupełnie nas zasypało, latania nie będzie...
a ja sobie siedzę, patrzę za okno na te białe zaspy i wspominam...


Mistrzostwa Polski 2012 w Nałęczowie... ależ tam było wspaniale:)

piątek, 22 lutego 2013

40 day joga challenge, czyli 40 dni z jogą

2 i pół roku temu Przyjaciółka O. stwierdziła - "chciałabym się więcej ruszać, może powinnam chodzić na jakieś zajęcia, tak jak Ty? Ale Tae-Bo nie jest dla mnie, aerobik też jakoś nie bardzo, biegać, nie lubię... może basen...? albo... a może chodźmy na jogę?" na to ja odpowiedziałam - "ale ja nie chodzę na jogę, dla mnie to nudy... jakoś przecież muszę się wyżyć... poskakać, poboksować... chociaż nigdy nie byłam... a co mi tam, spróbuję! możemy chodzić razem!".
I tak znalazłyśmy dogodną dla nas lokalizacyjnie ofertę i zaczęłyśmy chodzić. Przyjaciółka O. wkrótce potem zrezygnowała i teraz chodzi sporadycznie, a ja... zostałam :)
Zmienił się mój sposób myślenia o jodze po kilku zajęciach, chodzę też na różne rodzaje ćwiczeń, dzięki czemu mam panoramę doświadczeń. Zaznaczam, że nie jestem znawcą, chodzę na jogę jako amator i raczej dla poszerzenia własnych horyzontów oraz sprawdzenia możliwości mojego ciała. A ponieważ lubię wyzwania 4 lutego rozpoczęłam 40 day joga challenge z wrocławską Akademią Ruchu, do której uczęszczam regularnie od 2 lat. 40 day joga challenge to wyzwanie, które polega na ćwiczeniu jogi codziennie (z wyjątkiem niedziel, które są czasem na regenerację) przez 40 dni (a to ci zaskoczenie:)). Podobno to 40 dni pozwala na rozwinięcie pozytywnych nawyków, a także na to, aby pozbyć się tych starych (ciekawe jest to, że Wielki Post także trwa 40 dni, nie sposób nie zauważyć podobieństw!).
40 dni, które uczą nas regularności, wytrwałości, dyscypliny i... pokory. Ponieważ nie zawsze nasze ciało reaguje tak jakbyśmy tego chcieli. Ponieważ w zależności od różnych czynników ciało świetnie sobie radzi, albo wręcz przeciwnie buntuje się i nie ma ochoty współpracować. Teraz widzę to doskonale, kończę 3 tydzień wyzwania i doskonale widzę moje postępy, ale także to ile jeszcze przede mną pracy.
W ciągu tych 40 dni mam do wyboru mnóstwo zajęć (hatha joga, ashtanga, yin, kundalini), planuję zamieszczać stopniowo moją subiektywną opinię i spostrzeżenia na temat każdego rodzaju jogi, z jakim miałam styczność :) może się komuś przydadzą, może wywołają jakieś kontrowersje:)? zobaczymy.

Tymczasem zmykam na weekend w górach w balonowych klimatach, ale raczej bez latania z powodu warunków atmosferycznych...szkoda!
A Wam życzę wspaniałego weekendu:)!
i zostawiam Was z piosenką przewodnią wszystkich balonowych wyjazdów:

czwartek, 21 lutego 2013

na szybko i z innej beczki:)

a wczoraj dostałam taki kosz kwiatów:) od mojego exSzefa:)

to był bardzo miły akcent bardzo fajnego dnia:)
przypomniał mi się też dialog jaki ostatnio odbyłam z moim obecnym Szefem:
ja: chciałabym wyjść, potrzebujesz jeszcze czegoś?
Sz: nie, dzięki! a gdzie dzisiaj? kurs francuskiego, lekcja gotowania czy jakaś charytatywna akcja?
ja: 40 day joga challenge! mam nowe wyzwanie na najbliższe tygodnie!
Sz: acha... nie nadążam...
dlatego właśnie jeszcze dzisiaj wieczorem albo jutro rano obiecuję specjalny post o 40 day joga challenge ze względu na sporą ilość pytań, którą otrzymuję w związku z tym wyzwaniem:)
miłego dnia!

wtorek, 19 lutego 2013

moja miłość, moje słabości i mała renowacja.

Joga challenge trwa. Jest super, trzeci tydzień zaczęłam z wielką dawką energii, po wczorajszych zajęciach było jej jeszcze więcej. Na francuski poszłam naprawdę pozytywnie naładowana, nawet chce mi się nowych słówek uczyć:)
Ale z nauką ostatnio różnie. Pora zabrać się za rosyjski już na poważnie. Bez owijania w bawełnę i pitu-pitu:).
Niestety nie mam tyle czasu ile bym chciała i to mnie martwi, muszę się trochę bardziej zdyscyplinować. I to samo jest z basenem. Uwielbiam pływać, ale ostatnio ciężko mi się zebrać. Latem chodziłam 3 razy w tygodniu, teraz ciągle mi nie po drodze i jak już się zbiorę to tylko w towarzystwie.
Kolejną moją wielką słabością jest kawa... teraz pijam 2 dziennie, ale to jest używka, której nie mogę się pozbyć z mojego życia... czarna, aromatyczna albo delikatna z mlekiem, po dawce kofeiny świat jest piękniejszy... po prostu się rozpływam:)
Ale postanowiłam, że w okresie postu będę walczyć z moimi słabościami. Skłoniły mnie do tego też moje małe problemy zdrowotne. A zatem - jedna kawa dziennie, regularne 5 posiłków, mobilizacja do nauki słówek z francuskiego i rosyjskiego. I basen. 2 razy w tygodniu. Ciekawe czy straczy mi wytrwałości:)?

A teraz poochwalę się - bo każdy kto mnie zna, wie, że moim znakiem rozpoznawczym od lat, cechą charakterystyczną (normalnie do wizy do USA mogłabym sobie to wpisać:)) są grochy:) kocham grochy pod każdą postacią, dlatego jak zobaczyłam tę miseczkę nie mogłam się powstrzymać:) i dzisiaj śniadanie było w groszkowych klimatach:) a w miseczce owsianka z kokosem i ananasem.


Życzę wspaniałego wtorku:) przesyłam pozytywną energię i trochę Słońca w te śnieżne zaspy:)



niedziela, 17 lutego 2013

W niedzielę zwalniam, czyli mój ulubiony dzień tygodnia w moim wydaniu:)

Podsumowując przebiegłam 34km, 6,5 h ćwiczyłam jogę i przepłynęłam 850m (wiem, mało pływania, ale co zrobić :)). Ogólnie jest ciężej niż sądziłam. Joga idzie mi całkiem nieźle, zauważyłam postępy, ale jest to dyscyplina bardzo wymagająca wbrew pozorom i mam naprawdę mniej siły, co wpływa na moje biegowe treningi. Trochę się martwię o moje przygotowanie do Półmaratonu. Tymczasem będę obserwowała siebie, zeszłotygodniowy kryzys formy zwalczyłam dosyć szybko i mam nadzieję, że jednak wyjdę na prostą, a teraz popijając koktajl bananowy zbieram siły na nowy tydzień i zabieram się za czytanie książki podsuniętej mi przez Szanownego Brata P. "Kurz, pot i łzy", czyli autobiografii Beara Gryllsa... może być ciekawie.
Poza tym mam ostatnio nawrót ciekawych snów. To mi się czasami zdarza... np. tu, tu i tu.
Z piątku na sobotę, po meteorytowych atrakcjach śniło mi się, że biorę udział w Igrzyskach Śmierci... tak, takich o jakich ostatnio tak namiętnie czytałam...brr... było to dosyć ekstremalne, obudziłam się jak po naprawdę ciężkim treningu. A dzisiaj śnił mi się... Obcy... tak, dokładnie "ten", "z tego filmu"! A wszystko za sprawą wieczornego seansu "Obcy 2"... Aż się boję co mi się będzie śniło po wieczorowej lekturze... :)

z przyjemniejszych tematów... do mojej anielskiej kolekcji dołączył "Anioł Miłości"... chyba nie muszę pisać od kogo dostałam taką walentynkę :)


Miłego wieczoru i wspaniałego początku tygodnia, bo w końcu nowy tydzień to nowe wyzwania:)!

sobota, 16 lutego 2013

sobotnie lenistwo w moim osobistym wydaniu, bardzo walentynkowo się zrobiło :)

Wczorajszy wieczór odbył się pod hasłem uników przed meteorytami... w tych unikach pomagał mi Szanowny Brat P. i piwo "Celtyckie". Wg teorii Szanownego Brata P. możemy pić piwo tylko z małych browarów, w tych komercyjnych jest "sama chemia". Coś w tym może być, na dowód swojej teorii Szanowny Brat P. przypomina, że ostatnio po wypiciu 1 (słownie jednego:)) piwa pewnej komercyjnej marki miał ogromnego kaca. Ja tam słucham się Braci, więc grzecznie wypiłam pyszne piwo:)
A dzisiaj... Doskonała sobota:) Najpierw poranny trening biegowy, dzisiaj 17,5 km, potem zajęcia jogi... a teraz błogie lenistwo, chociaż planuję kilka kulinarnych ekscesów z okazji obchodów walentynek (obchodów ponieważ obchodzimy je już z Ekstremalnym od czwartku i końca nie widać :))
Jutro małe podsumowanie tygodnia sportowego, ale kryzys formy zdecydowanie minął, 40 day joga challenge trwa, planuję już nowy intensywny tydzień, będzie dużo treningów i jak pogoda dopisze latanie balonami:) w końcu!


walentynkowe babeczki migdałowe, przekąska również walentynkowa i moje dzisiejsze uzupełnienie energii po treningach:)

a tu słodka walentynka... od mojego Szefa :)

Tymczasem zostawiam Was w te sobotnie popołudnie... trochę refleksyjnie i oczywiście Walentynkowo:)


wtorek, 12 lutego 2013

Pierwszy kryzys czy po prostu spadek formy w gorszym dniu?

Wczoraj miałam pierwszy spadek formy. Taki na serio. Rano ledwo wstałam, ale plan treningowy trzeba wykonać, więc podniosłam się i ruszyłam pobiegać. Ciężko było, nawet organizm pokazał swoje niezadowolenie "namacalnie", ponieważ poleciała mi krew z nosa. Ale wróciłam do domu i całkiem nieźle się czułam, zjadłam porządne śniadanie, poczytałam "Igrzyska" i ruszyłam ratować świat, jak to miewam w planie na poniedziałki:)


Dzień był ciężki, ale nie poddałam się, joga zaliczona, tylko byłam na wagarach z francuskiego:) pocieszam się, że wszyscy mieli gorszy dzień. I tego będę się trzymać:)
Największy żal jest taki, że zrobiłam sobie wyluzowany wieczór i tym sposobem skończyłam już "Igrzyska"... teraz muszę się uzbroić w kolejną część:)

Dzisiaj jest już świetnie, czytam wiadomości i po raz kolejny dowiaduję się, że świat niedługo się skończy...
Tymczasem miłego dnia:)

niedziela, 10 lutego 2013

Niedzielna regeneracja, podsumowanie i małe uzależnienia :)

żytnie, kokosowe pankejki z awokado i cytryną

Dzisiaj odpoczywam.
Po całym tygodniu treningów pora na przerwę i regenerację. W sumie biegałam 4h 43 min 15 s i pokonałam dystans 40km a popołudniami dla relaksu ćwiczyłam jogę przez 6,5h w ramach 40 dniowego wyzwania. Muszę Przyznać, że faktycznie dzisiaj czuję się zmęczona, pomimo tego, że wczoraj strategicznie wybrałam się na masaż:)
Dlatego dzisiaj odpoczywam, zaczęłam absolutnie fantastycznym, leniwym śniadaniem, teraz spełnię mój katolicki obowiązek, potem małe plotkarskie spotkanie i... obiad u Rodziców:) będzie się działo!

A dzisiaj zerkając na moją aktualną lekturę doszłam do wniosku, że się uzależniłam. Uwielbiam "Igrzyska Śmierci", po prostu urzekła mnie ta książka. A kulturalnie, widziałam w piątek "Poradnik pozytywnego myślenia", wszyscy zachwycają się tym filmem... mnie jakoś nie przekonał do swojej roli główny aktor... chyba normalnie obejrzę ten film jeszcze raz, bo jestem po prostu zdziwiona moim odbiorem tego filmu...

Tymczasem miłego dnia i cudownej leniwej niedzieli :)!

piątek, 8 lutego 2013

Bo piątek to tygodnia koniec i początek:)


Wczoraj było słodko:)
2 domowe pączki, chociaż malutkie (moja Mama i Ciocia poszalały w kuchni:)) i odpadłam, a dzisiejszy trening był dużo cięższy niż było w założeniu. Jednak "taka dieta" ogromnie wpływa na organizm, poczułam to na własnej skórze:).
Na szczęście tłusty czwartek jest raz w roku:)

Moje wyzwania sportowe trwają, jutro podsumowanie 1 tygodnia 40 day yoga challenge :)
a dzisiaj piątek! w weekend będzie tradycyjnie aktywnie, ale też trochę naukowo, ale o tym innym razem:)
tymczasem miłego dnia!



wtorek, 5 lutego 2013

Wtorek... apetyt rośnie w miarę... tygodnia:)

Była sobie dziewczyna... ta dziewczyna pewnego dnia obudziła się i postanowiła, że od tego momentu będzie szczęśliwa.
A że zawsze dopina swego wiedziała, że nie może się poddać pomimo różnych przeciwności. Nie było lekko. Ale się udało!
A ponieważ co nas nie zabije to nas wzmocni dlatego ta sama dziewczyna nie chce spocząć na laurach i co jakiś czas stawia sobie wyzwania.
Zawodowe, osobiste, sportowe, kulinarne.
Jest ich mnóstwo. Czasami niektórymi się tu dzielę, opisuję moje obawy, sukcesy i przeciwności.
[A do tych wyzwań na najbliższych kilka tygodni będę zdecydowanie potrzebowała grupy wsparcia:) Tu muszę przyznać, że liczę na Waszą pomoc, bo będzie ciężko, pomożecie :)?]

Wczoraj intensywnie dzień zaczęłam treningiem biegowym, potem joga.
Dzisiaj rano miał być basen, ale... zapomniałam nastawić budzika... chyba pierwszy raz w życiu! Obudziłam się o 6.05 i nie mogłam w to uwierzyć, bo przecież zgodnie z planem dnia już 5 minut powinnam pływać:) Bywa i tak.
Poza tym 2 dzień 40 day yoga challenge - ashtanga zaliczona i było świetnie. Zobaczymy jak "jogomania" wpłynie na moje poranne treningi biegowe. Póki co jest świetnie, zmykam czytać "Igrzyska Śmierci" - wpadłam po same uszy i jestem zachwycona tą książką :)

dostałam czerwonego tulipana, o 5 rano:)!

moje wczorajsze śniadanie - owsianka z awokado, kokosem i... cytryną, kontrowersyjna, ale FANTASTYCZNA:) inspiracja tu

niedziela, 3 lutego 2013

Niedziela, czyli pora zacząć nowy tydzień:)

Wczoraj dzień był pełen wrażeń i nie zdążyłam nic napisać:)
co więcej upiekłam babeczki czekoladowe oraz tartę z brokułami i nie zdążyłam zrobić dokumentacji fotograficznej...! zbyt szybko zostało wszystko zjedzone, a u mnie refleks już nie ten:)
Bo wczoraj byłam na imieninowo-urodzinowej imprezie naszej Trójki, czyli świętowaliśmy moje imieniny i urodziny moich Braci:) było uroczo - kameralna impreza na 17 osób, tak to już jest w mojej "włoskiej Rodzinie"* :)

A teraz kilka obiecanych informacji - podsumowując tydzień treningowy - zmniejszyłam ostatnio częstotliwość biegania z 6 treningów w tygodniu do 4 z okazji przygotowań do półmaratonu, a zatem było 4 dni biegania wg szczegółowego planu, wczoraj pokonałam 16 km (nie ukrywam, że potem byłam faktycznie zmęczona:)).

2 razy byłam na basenie w ramach relaksu oraz 3 razy ćwiczyłam jogę. Przyznam, że było świetnie. Ale tu zaczynają się małe schody:) otóż postawiłam sobie wyzwanie do wiosny:) oprócz przygotowań do Półmaratonu 23 marca od jutra zaczynam 40 day yoga challenge z Akademią Ruchu:) w zeszłym roku też próbowałam, ale nie udało mi się, więc mam nadzieję, że tym razem wytrwam w tym postanowieniu!
Czy będzie ciężko? to się dopiero okaże, będę się pewnie tu trochę żaliła, trochę chwaliła i trochę histeryzowała w najbliższych tygodniach:) zapowiadają się dni pod hasłem przewodnim "krew, pot i łzy". Niech moc będzie ze mną:)
A Wy jakie macie postanowienia na najbliższe tygodnie:)?

Tymczasem dzisiaj odpoczywam. Wieczorem rowerek i sauna, a teraz książka, kawka i "Igrzyska Śmierci".

p.s. tęsknię... :)

zdjęcia z zimowych lotów, które mieliśmy okazję wykonywać jakiś czas temu :)



a na imieniny przyleciał do mnie taki balonik:)

Życzę Wam wspaniałego niedzielnego popołudnia i wieczoru:)!

*czyli dużej i głośnej:)

piątek, 1 lutego 2013

1 lutego - data szczególna, bo...


Szanowny Brat P. ma urodziny :) stuknęło mu ćwierćwiecze! Ale numer:)
Rano zadzwoniłam do niego i mówię:
"Od dzisiaj, twój organizm faktycznie zaczął się starzeć"
A Szanowny Brat P. na to:
"wielce Ci dziękuję za tę jakże cenną i pozytywną dla mnie informację"

Na mnie zawsze może liczyć. Teraz to już faktycznie jest ode mnie starszy. Jak to zostało określone - jest to ewenement czasoprzestrzeni:)

dzisiaj na treningu porannym walczyłam o przetrwanie. Serio. Wiatr wiał oczywiście zgodnie z prawem Murphy'ego prosto w twarz. Co ja opowiadam - jaki wiatr - to był istny huragan, a przy mojej masie to się dziwię, że nie odfrunęłam. Ale żyję i mam się całkiem nieźle.

Od rana inspiruję się muzycznie, mam zabiegany dzień (dosłownie i w przenośni, w pracy mnóstwo obowiązków, do tego wizyta u okulisty (niestety...), zakupy i oczywiście szykuję już przepisy na imprezę imieninowo-urodzinową, którą mamy jutro. Impreza wspólna - moje zaległe imieniny i urodziny moich Braci robimy w jednym terminie w tym roku (z powodu sporej ilości obowiązków, było to rozwiązanie strategiczne:)). Ja robię słodkości w postaci babeczek i tartę. Jutro będzie dokumentacja fotograficzna, a w niedzielę podsumowanie treningów w związku z przygotowywaniem się do półmaratonu w marcu (i kilka szczegółów odnośnie wyzwania 40 dniowego!)
:)

Zostawiam Was z biegową muzyczną inspiracją:)
Miłego dnia!!!



p.s. Bloggerem Roku nie zostałam :), ale dziękuję za wszystkie smsy:) no cóż, spróbuję w przyszłym roku:)!