niedziela, 30 stycznia 2011

Dialogi Rodzinne

Wprowadzenie: Tak się składa, że ostatnio tydzień miałam nudny i zabiegany - stąd moje milczenie. Za to weekend... weekend był narciarski.Pojechaliśmy na rodzinny wyjazd w góry, pojeździć trochę, odpocząć od miasta i nacieszyć się cudowną pogodą w Karkonoszach (było po prostu idealnie).
I tak się złożyło, że zostałam przyporządkowana do samochodu z Ciocią H. i Wujkiem-Stryjkiem B. Jechaliśmy sobie tak razem i była to świetna okazja dla Cioci, żeby wytłumaczyć mi kilka ważnych spraw (martwi się o mnie).
Osoby: Wujek-Stryjek B., Ciocia H. i ja.

Ciocia H.: I najważniejsze żebyś o siebie dbała, Ty jesteś najważniejsza! Prawda ?(tu zwróciła się do swojego męża Wujka-Stryjka B.), no powiedz jej...!
Wujek-Stryjek B.: (poważnym głosem i zupełnie spokojnie) Nieprawda...
Ciocia H.: No widzi...sz...CO?!
Wujek-Stryjek B.: (wyraźnie zadowolony z siebie) Najważniejsze to dbać o męża.

Nie ma to jak Złote Myśli Seniorów Rodu :):):)

niedziela, 23 stycznia 2011

Przekrój tygodnia, czyli BHP, PRL i ETS w telegraficznym skrócie i czerwonym krawacie

Tydzień był po prostu koszmarnie zabiegany!
Była nauka do absurdalnych egzaminów, było sporo pracy, częściowo w klimacie PRL, był koncert Perfectu, były "mleczarskie mitingi", były wreszcie chwile słabości i płaczu. Tak, zgadza się.
Pensjonarka w przypływie emocji postanowiła sobie popłakać. Na szczęście znalazło się silne ramię (rykoszetem oberwało za wszystkie grzechy tego świata), które tę histerię cierpliwie zniosło:)

I tak od wczoraj uprawiam tak zwane konstruktywne lenistwo, które ma na celu jedynie "nicnierobienie" przerywane popijaniem wina. Czerwonego (klimat trzeba zachować).
W ogóle dopadła mnie depresja i obsesja...
A może to była tylko sesja?
Zakończę stwierdzeniem, że była to impresja i niech się już zakończy tak cała presja :)

O!

poniedziałek, 17 stycznia 2011

F*ckin Blue Monday

Dzisiaj podobno jest najgorszy dzień w roku*.
Takie tam depresyjne brednie opowiadają w stacjach radiowych, w których prowadzący nie wiedzą co mówić.

A u mnie nie byłoby tak źle gdybym nie musiała uczyć się czegoś, co chyba nie jest mi do końca potrzebne... bo komu jest potrzebna procedura europejska? Komu?!(...) !%@&!
Jeden z moich profesorów twierdzi, że przyda mi się to w pracy (lobbing i takie tam), ale w chwili obecnej jakoś mu nie wierzę...

Doszłam do wniosku, że jestem za stara na naukę. Gdy myśl ta się wydobyła się przymulonym głosem z mojego gardła na ten okrutny świat, kiedy ją usłyszałam stała się Faktem. Nawet Autentycznym...
A kiedy została usłyszana przez Szanownego Brata P. dołączył się do mojego twierdzenia, przyznając mu słuszność i umiejscowił siebie w okolicy bliskiej do mojego stanu ducha. Gdy nasz dialog podsłyszał Szanowny Brat T. przytaknął i dołączył do naszego elitarnego grona naukowych emerytów.

Tak sobie możemy wytykać proces starzenia się komórek mózgowych. Do ich kompletnego wyginięcia (co chyba przy naszym trybie życia nie jest aż tak futurystyczną wizją).

Na zakończenie przytoczę jeszcze krótką, ale treściwą wymianę zdań, argumentów i postaw życiowych z Moją Najlepszą Przyjaciółką vel Siostrą (czas: 17.20, rozmowa telefoniczna):

MNP vel Siostra: Guśka, Ty weź już może idź z tej pracy... Idź się uczyć, nie siedź codziennie tak długo...
ja: A Ty gdzie jesteś?
MNP vel Siostra: W pracy...

W tym momencie obie wybuchnęłyśmy śmiechem... jesteśmy siebie warte...

* wg innej teorii to "Międzynarodowy Dzień Lubienia Mnie Przez Nią" by Konieczko :)

niedziela, 16 stycznia 2011

Dialogi Rodzinne

Wprowadzenie: Impreza urodzinowa Szanownego Brata T. Duży stół zastawiony różnościami i moja wielka Rodzina "we włoskim stylu"*
Osoby: [ponieważ było nas sporo ograniczę się do kluczowych postaci, które brały udział w dialogu] Mój Ojciec Chrzestny, Żona Mojego Ojca Chrzestnego, Wujek-Stryjek B.

Żona Mojego Ojca Chrzestnego (opowiada o warsztatach samochodowych i tym, że takie "firmowe warsztaty" zupełnie nie robią tego co powinni): No nie uwierzycie, ja to wcale nie ufam tym mechanikom! Na przykład poprawiają lakierowanie drzwi od mojego samochodu już trzeci raz! Fachowcy! Trzeci raz od wypadku! (Tu zwraca się do męża) Kiedy miałam ostatnio wypadek samochodowy?
Mój Ojciec Chrzestny (spokojnym, ale donośnym głosem): Chciałaś chyba zapytać kiedy wywołałaś na drodze kolizję pojazdów mechanicznych...
Żona Mojego Ojca Chrzestnego: Co?! Nie bądź taki zasadniczy, kiedy to było?
Mój Ojciec Chrzestny (nadal spokojnie): Zapytaj o to co się wydarzyło, czyli kiedy wywołałaś kolizję...
Zona Mojego Ojca Chrzestnego: No przestań mnie denerwować! No kiedy to było?! Kiedy ostatnio wjechałam pod tramwaj!?
Wujek-Stryjek B.: No teraz wiemy wszystko...

Mężczyźni... Kobiety...

:)

*czyli duża i głośna:)

czwartek, 13 stycznia 2011

Dialogi Rodzinne

Osoby: Szanowny Brat P., ja
Wprowadzenie: poranek w środku tygodnia, pora tak wczesna, że nie chcę nawet o niej wspominać. Klimaty kawowo-śniadaniowe. Ja dogorywam nad kubkiem kawy, zastanawiając się dlaczego to nie jest whiskey ( tak, już wiem, nie można prowadzić po alkoholu), Szanowny Brat P. tradycyjnie czyta gazetę. Słuchamy radia, gdzie właśnie wspominany jest jakiś artysta, a dokładnie opisywane jest jego "burzliwe życie pełne skandali".

ja (komentuję właśnie usłyszaną wiadomość w radiu): No to musiał nieźle sobie pożyć... Burzliwe życie pełne skandali... brzmi wspaniale...
Szanowny Brat P. (nadal czytający gazetę): No...
ja: Ej... w sumie, burzliwe życie pełne skandali... Uczyć nam się chciało... masakra...Czemu my właściwie nie zostaliśmy artystami?!
Szanowny Brat P. (nie odrywając wzroku od gazety, ze stoickim spokojem, którego nie wstydziłby się Szanowny Brat T.): Bo nie jesteśmy bogaci...


Prawda jest tak oczywista, że aż bolesna...

środa, 12 stycznia 2011

Konkurencja olimpijska - bieg na szpilkach i zawsze słuszne Prawo Murphy'ego

Jak mnie wkurza to, że Murphy ma zawsze rację.
Dzisiaj brakowało mi tylko lądowania kosmitów. Idealnie wpasowałoby się w ten tydzień. Bo są problemy z dostawą prądu (normalnie kurek zakręcony), problemy z dostawą kawy (tu też kurek najwyraźniej utknął), spektakularnie dużo obowiązków (co w sumie można przeżyć) i ewolucja.
Otóż właśnie ewolucja sprawiła, że zapadam w sen zimowy, niczym niedźwiedź, bo nadmiar wrażeń powoduje u mnie chęć położenia się spać około godziny 19. Ta chęć jest tak duża, że od kilku dni o 21 jestem już nieprzytomna. To sprawia też, że coraz ciekawsze rzeczy mi się śnią. I powiem tak - jak wczoraj rano uświadomiłam sobie, że znowu śnił mi się koniec świata to przejrzałam na oczy (koniec świata śni mi się tylko wtedy, kiedy jestem poważnie zestresowana). A ten koniec świata był naprawdę spektakularny... otóż we Wrocławiu wybuchł wulkan! W samym centrum. Był żar, lawa, rozpadające się ulice i ogień. Spece od efektów specjalnych by się nie powstydzili. I oczywiście miałam okazję obserwować to wszystko, plus ratować, uciekać i walczyć o przetrwanie.
Rano dowiedziałam się, że najbliższy wulkan jest w okolicach Wałbrzycha... na szczęście już dawno wygasł...
A z nowości parafialnych... uczę się internetu... na kursie. Uczona będę w robieniu stron.
No!

niedziela, 9 stycznia 2011

Marchewkowa niedziela i gęby codzienności

Dzisiaj jest marchewkowa niedziela, żeby nie było szaro, przeplatana dużą ilością nauki, na którą jestem zdecydowanie za stara.

A przeziębienie trwa.
Chociaż muszę przyznać, że jest lepiej.
Terapia niezawodnym czosnkiem, w niekonwencjonalnym zastawieniu z czerwonym winem najwyraźniej przynosi zamierzone skutki.

Nowy tydzień się rozpoczyna i muszę przyznać, że trochę mnie przeraża - będzie niesamowicie ciężki. Zbieram siły i na dobre zakończenie przytoczę słynne powiedzonko mojego Ojca, którym jest w stanie wyprowadzić mnie zawsze z równowagi:
"Idziesz już? (...) To idź!"

Amen.

sobota, 8 stycznia 2011

"Weekend bezcelowości i nonsensu"

Wczoraj trochę przez przeziębienie, a trochę przez nadmiar emocji jakie mnie dopadły... zrobiło mi się jakoś tak nieswojo.

I myślałam: "Wszystko jest bezsensu, muszę gdzieś wyjechać, coś zrobić". Nie umiałam zidentyfikować tego "cosia", więc wydumałam, że chodzi o wyjazd do Afryki kopać tę studnię...

Ale potem pogadałam z kilkoma osobami i okazało się, że większość osób czuje się podobnie. Chyba amplituda temperatur niszczy nasz zdrowy rozsądek, radość życia i zdolność do trzeźwej oceny sytuacji.

Dlatego, żeby poddać się emocjom oficjalnie ogłaszam "Weekend bezcelowości i nonsensu".
To akcja zorganizowana. Zróbmy to tak, jak należy. Zróbmy to razem ze względu na ogólnonarodowy kryzys, z tego co widać.

W ten weekend użalamy się nad sobą, nad swoim losem, nad mieszkaniem, pogodą i samochodem.
Nad nadmiarem obowiązków i brakiem wizji na przyszłość.
Nad zbyt wieloma planami i brakiem czasu.
Nie żałujmy sobie.
Uruchamiamy wyobraźnię i do dzieła.
Żeby ułatwić poczucie braku sensu tego wszystkiego proponuję odpowiedni strój - stary dres, do tego butelka wina/whiskey/wódki (ogólnie proponuję literę "w" jako kryterium) i do wyboru wg własnych pomysłów - paczka czipsów, czekolada, lody, marchewki etc...
Najlepiej wykąpać się w wannie beznadziejności, zagłębić się w nią, poczuć ją każdą komórką ciała i chłonąć tak, aby się nią wypełnić.
Do granic własnych możliwości.
Bez sztucznego pocieszania się, bez usprawiedliwień.
Potem, po osiągnięciu wyżyn w użalaniu się nad własnym losem i nacieszeniu się nimi (może to trwać od 1 minuty do 24h w zależności od typu osobowości),z całą świadomością należy to wszystko odrzucić i poczuć, że przecież nie jest tak źle, a może właściwie jest całkiem dobrze.
I wypić doskonałą kawę, obejrzeć głupią komedią, porozmawiać z przyjaciółmi i przeżyć pierwszy dzień reszty swojego życia.

Katharsis jest potrzebne każdemu od czasu do czasu.

A zatem beznadziejnego weekendu :)

piątek, 7 stycznia 2011

Dialogi Rodzinne

Wprowadzenie: dzisiejszy poranek. Bardzo wcześnie, bardzo ślisko, bardzo sennie.
Osoby: Szanowny Brat P., ja (bo przecież nikt inny w domu nie skala się pracą w "długi" weekend)

ja: co Ty taki? Przestań tu senność okazywać... mieliśmy "mini weekend", a teraz po chwili wytchnienia wracamy do pracy, fajnie, co?
Szanowny Brat P.: Fajnie?! Co w tym fajnego... przez te "wolne" czuję się jakby w tym tygodniu były dwa poniedziałki...

wtorek, 4 stycznia 2011

Dialogi Rodzinne

Czyli przyjaciele w opałach i wnioski "na zaś".

Wprowadzenie: rozmowa telefoniczna.
Osoby: Moja Najlepsza Przyjaciółka vel Siostra i ja.

(...)
Moja Najlepsza Przyjaciółka vel Siostra: No i widzisz, martwię się...
ja: Ale logika, włącz logikę!
MNP vel S: hę?
ja: Czy kiedykolwiek ktokolwiek czegokolwiek Cię nauczył? Czy może musiałaś sama popełnić błąd?
MNP vel S: No sama...
ja: No właśnie!
(...)

Normalnie chyba ten tekst opatentuję!

kiedykolwiek...

ktokolwiek...

czegokolwiek...

:)

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Cytat dnia

Stara prawda nie rdzewieje... czy jakoś tak...
A zatem cytatem dnia jest znany tekst Wujka-Stryjka B., który z zawodu wyuczonego i wykonywanego jest strażakiem:

"Bo najważniejsze to wiedzieć którędy spi...lać"

Nic dodać, nic ująć. Trzeba znać priorytety, prawda?

niedziela, 2 stycznia 2011

Idzie ku nowemu...

Czyli będę kontynuować eksperymenty kolorystyczne w poszukiwaniu mojego stylu...
Co Wy na to?
Bo ostatnio tak jakoś za różowo się zrobiło...

sobota, 1 stycznia 2011

Dialogi świąteczno-noworoczne, czyli po prostu maraton imprez...

Ostatnio dużo się działo. Święta, różne imprezy, wczorajsza impreza sylwestrowa. Spędziłam mnóstwo czasu w towarzystwie Rodziny i Przyjaciół dlatego teraz zapraszam na noworoczny koktajl w postaci dialogów :)

Wprowadzenie: Kuchnia w Kowarach, Pierwszy Dzień Świąt Bożego Narodzenia. Późne popołudnie.
Osoby: Mama, Ciocia L. (Mama Mojej Najlepszej Przyjaciółki),Moja Najlepsza Przyjaciółka vel Siostra i ja.
Rozmowa na temat pewnego prezentu:
Ja: Ciociu, no pomyśl, gdybyś dostała od faceta pod choinkę plecak... PLECAK... to nie czułabyś się zawiedziona...
Ciocia L.: No wiesz, zależy jaki to plecak by był...
Ja: Ciociu... ale PLECAK! Przecież kobiecie to trzeba dać coś niepraktycznego, biżuteria jest zawsze dobra... ale PLECAK?!
Ciocia L.: Ale wiesz, plecak też może być fajny i ładny...
Ja: Ty już coś piłaś?!

Wprowadzenie: Życzenia świąteczne w wigilijny wieczór.
Osoby: Cała Rodzina (w końcu Wigilia)
Szanowny Brat P.(składa życzenia Mojej Najlepszej Przyjaciółce): I wiesz, fajnego faceta Ci życzę...
Moja Najlepsza Przyjaciółka: Ale ja nie jestem zdesperowana, spokojnie...
Szanowny Brat P.: No wiesz, Agnieszka niby też nie jest...
(...)

Wprowadzenie: Poranek w Nowy Rok, po imprezie sylwestrowej.
Kuchnia w domu Przyjaciela M. u którego byliśmy na imprezie.
Osoby: Przyjaciel M., Wilk i ja
Różne opowieści, wspomnienia z poprzedniego wieczoru krążą jeszcze w towarzystwie. Przyjaciel M. opowiada Wilkowi różne historie etc.
Wilk (do mnie): A tak w ogóle to Ty szybko poszłaś spać...
ja: Wiem, poszłam przed 2. Bo Przyjaciel F. zabronił mi pić po północy, to co miałam robić?! Spać poszłam. A dzisiaj prowadzę samochód do Wrocławia...
Wilk: A czemu to tak wygląda? Ty jakiś zakład przegrałaś ?!
ja: Gorzej... w sumie on nie potrzebuje żony, bo tu poprawię muchę, potrzymam szklankę... i jeszcze do Wrocławia odwiozę :)
[w sumie jest to bardzo zabawne, ale fakt faktem, że mi to nie przeszkadza]


Plus weryfikuję moją checklistę dotyczącą faceta idealnego. Jak to określił Przyjaciel F. do spółki z Szanownym Bratem P.:
"No cóż, z takimi wymaganiami przewidzieć Ci można wspaniałą i dozgonną... samotność"


A na koniec zaśpiewam "Nic się nie stało..." :):):)