czwartek, 10 kwietnia 2014

dlaczego codzienność może zabijać kreatywność - chwila na przemyślenia


Wstajesz rano, szybki prysznic, śniadanie, potem wkładasz na siebie jakiś ciuch (który znowu nie leży tak, jak powinien) i zaczyna się wyścig na autobus, albo walka o przetrwanie w samochodowej miejskiej dżungli. Jak już dotrzesz na miejsce - czy to szkoła, czy uczelnia, czy praca masz wrażenie, że już brakuje Ci sił, a to tak naprawdę dopiero początek dnia i wyzwań. Kilka godzin ciągnie się w nieskończoność. W międzyczasie jakiś obiad, ale zwykle na szybko kanapka i/lub jogurt. W końcu upragnione popołudnie, wybija godzina i fajrant! Na popołudnie był zaplanowany jeszcze aerobik/basen/bieganie/spotkanie z przyjaciółką/wizyta w bibliotece (niepotrzebne skreślić), ale te plany zrobiły się już takie odległe i... nie masz już na nic z tej listy siły, więc pędzisz do domu i jedyne na co masz ochotę to położyć się przed tv. Oby tylko nikt nic od Ciebie nie chciał.
Znasz to? Kolejny dzień wygląda tak samo, a dni właściwie przeciekają Ci między palcami?
I budzisz się pewnego dnia i orientujesz się, że już kwiecień... kiedy to się wydarzyło i jakim cudem za oknem kwitną drzewa owocowe? (Tak! Już kwitną. [przyp. autorki]).

Jeśli taki scenariusz nie jest Ci obcy zapraszam do dalszej lektury:)

Dzisiaj siedząc w pracy i w duchu narzekając na korporacyjne absurdy zaczęłam się zastanawiać dlaczego tak mało kreatywni jesteśmy. Dlaczego tak ograniczamy naszą otwartość, nasze szerokie horyzonty i myślenie (mój Ojciec zawsze mawia - "wszystkiego można się nauczyć, myślenia też", ale czy aby napewno:)?), a ostatecznie wbijamy się w korporacyjne procedury i schematy?
Myślę, że tak naprawdę w tych schematach czujemy się tak bezpiecznie, że nie mamy zamiaru ruszyć naprzód.
Taka jest prawda.
Też wpadłam w sidła "wstajesz rano(...)". Ani się zorientowałam, jak w tym schemacie minęło mi kilka miesięcy, właściwie ponad rok. Praca stała się dla mnie ucieczką od rzeczywistości, która była momentami okrutna. W pracy mogłam brylować. Mogłam być najlepsza, bo trafiłam na fantastyczną pracę, w której w pełni się odnalazłam. Przyszło też uznanie i stabilizacja finansowa. Przyszły chęci na więcej.
I pewnego dnia się obudziłam. Pomyślałam, że dłużej tak nie mogę. To nie jestem ja.

Zmiana nie przyszła łatwo i nie przyszła z dnia na dzień*. Wymagała krwi, potu i łez. Dalej trwa, bo jak nie posuwamy się do przodu to cofamy się - prawda znana powszechnie i tak powszechnie ignorowana.
Zaczęło się ponad 3 lata temu od porannego truchtania, które było raczej sposobem na bezseność niż prawdziwym treningiem. Z czasem doszedł basen, joga i rower, który pokochałam całym sercem. W tym roku przebiegłam półmaraton. Może nie jest to wielkie osiągnięcie w świecie biegowym, ale w moim własnym świecie jest to ogromne i cenne doświadczenie.
Powoli sport stawał się coraz większą pasją, basen stał się stałą częścią tygodnia, pojawiły się nowe dodatkowe zajęcia, zaczęłam interesować się zdrowym odżywianiem, potem w moim życiu coraz większą rolę zaczęły odgrywać inne pasje (wcześniej przez jakiś czas zepchnięte na dalszy plan) - latanie i blogowanie.
Z czasem, po wielu perypetiach i można powiedzieć też małych, osobistych dramatach przyszła stabilizacja w życiu prywatnym. Zupełnie niespodziewanie i nieoczekiwanie, ale najprawdziwsza i trwała. Wymagająca ode mnie zaangażowania i cudownie spokojna.

To wszystko składa się na mój własny osobisty sukces. Nie boję się przyznać do tego, że jestem szczęśliwa i jestem szczęściarą. Ale zapracowałam ciężko na to co mam teraz, dlatego potrafię to docenić i łatwo nie oddam.
Każdy z nas ma jakąś drogę do przejścia, jedni krótszą, inny dłuższą, ale wierzę, że każdy, jeśli tylko chce może odnaleźć spokój i radość w życiu.
Nie dajmy się wbijać w schematy. Nie dajmy się codzienności. Spełniajmy siebie i swoje marzenia. Powoli - zacznijmy od tych mniejszych, a wkrótce przyjdzie czas na większe:)
Bądźmy sobą. Najważniejsze to nie zatracić siebie, nawet jak zdarzają się dni kiedy niekoniecznie siebie lubimy, a patrząc w lustro nie wszystko jest idealnie. Bo życie nie jest idealne, ale może być piękne, jeśli tylko będziemy je takim tworzyć.

Dziękuję za każdy dzień!



*moją zmianę widać też na blogu, prowadzę go od 5 lat i można zobaczyć jak dorastałam :)

6 komentarzy:

  1. wspaniała notka :)
    mam nadzieję że i ja osiągnę kiedys taki stan, byłoby pieknie!

    OdpowiedzUsuń
  2. to w życiu jest piękne, że to my możemy je zmienić i możemy sprawić by być szczęśliwym! ważne by walczyć o to, właśnie pracą - by w końcu powiedzieć : "Jestem szczęśliwa" po prostu trzeba na to zapracować. podziwiam Cię za to i mam nadzieję, że kiedyś też będę w stanie tak sądzić. warto marzyć, mieć marzenia i dążyć do tego by je spełniać - to mnie zawsze fascynowało i tego się będę trzymać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mamy możliwości zmieniania się, kształtowania i dorastania.. dlatego musimy z nich korzystać :)
    Nigdy nie ustawać w swojej drodze ku lepszemu jutro, ot co! :)

    Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie wzorem i numer 1 :) dlatego będe się wspierać i sama dążę by być ciągle szczęśliwą :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś leżąc właśnie przez tv uzmysłowiłam sobie, że trzeba się wziąć w garść i ogarnąć się. Nie ma że boli. Trzeba wyrobić w sobie takie nawyki, aby niektóre rzeczy mogły dla nas nie istnieć. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój post dał mi do myślenia. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  6. fajnie, że udało Ci się pracować nad szczęściem, a teraz udaje Ci się je docenić ; ) to takie ważne!

    OdpowiedzUsuń