niedziela, 10 kwietnia 2011

Z rozmyślań przy śniadaniu...

Właśnie przy śniadaniu dopadł mnie dzisiaj refleksyjny nastrój. Bo dzisiaj różne myśli przepływają mi po głowie. Z wielu powodów. Przypomniałam sobie jak wyglądał mój poranek dokładnie rok temu. Przypomniało mi się, że byłam wtedy inną osobą.

To kolejny moment podczas tego weekendu kiedy uświadomiłam sobie jak bardzo się zmieniłam przez ostatni rok.

Ostatnio byłam na spotkaniu ze znajomymi, z którymi spotykam się dosyć rzadko. Ponieważ widziałam się z większością tych osób jakieś pół roku temu miałam sporo zaległości. I tak rozmawiając z kilkunastoma osobami, z jednymi dłużej, z innymi krócej, po typowych kurtuazyjnych pytaniach w stylu: "Co słychać?" i wymianie standardowych uprzejmości, padało pytanie "jak w pracy?", które było tylko grą wstępną do sakramentalnego "a jak twoje sprawy sercowe?".

Moje wnioski po tym wieczorze są co najmniej ciekawe. Jak odpowiadałam, że mam wspaniałą pracę i bardzo dobrze jest mi w niej to widziałam na twarzach moich rozmówców niedowierzanie i lekki dystans do tego co mówiłam.
Czy naprawdę jesteśmy tak nieszczęśliwi w naszej rzeczywistości, że zadowolenie z pracy jest czymś niemożliwym? Czy musimy czuć się stłamszeni i niezadowoleni? Czy wtedy jest to sytuacja normalna i dopuszczalna?
Jeśli tak, to jestem wyjątkiem i dziwolągiem, bo jestem zadowolona i usatysfakcjonowana moją pracą. Trudno.

Druga sprawa, która dała mi powód do zatrzymania się na chwilę to pytanie o związki. Reakcje, które obserwowałam były różne, ale zwykle widziałam na twarzach współczucie, a jak mówiłam, że dobrze mi samej następowało przytakiwanie i próba pocieszenia mnie (zwykle tekstem - z pewnością kogoś sobie znajdziesz). Jak widać w naszym sposobie postrzegania innych partner lub partnerka jest naszym dopełnieniem i definiuje nas.
Czy naprawdę? Czy żeby być szczęśliwymi musimy z kimś być?
Najwyraźniej w świadomości ogółu społeczeństwa tak jest. I tu znowu będę wyjątkiem. Jestem sama ponieważ tak właśnie wybrałam. Świadomie i ze zrozumieniem konsekwencji jakie są z tym związane. Co więcej jest mi z tym dobrze.
Przecież tak łatwo się rozdrabniać w różnych relacjach. W imię czego? Wizerunku społecznego? A może niewyróżniania się z tłumu? Trudno. Mój wizerunek jest najwyraźniej w opłakanym stanie, ale za to u mnie wszystko w porządku. Lepiej jeszcze do tej pory nie było. I wcale nie interesuje mnie to, że niewiele osób w to wierzy. Bo dla mnie ważne jest to, co czuję ja.

2 komentarze:

  1. Z zadowoleniem z pracy jest jak ze spotkaniem prawdziwej miłości na swojej drodze, cholernie trudne i rzadkie ale możliwe. Większość ludzi podejmuje i utrzymuje pracę żeby mieć dochód, to nie jest wybór, a raczej przymus, ciśnienie od rzeczywistości. Ja na swoją pracę ani nie narzekam ani nie pieje z zachwytu, po prostu robię co do nie należy i szukam innej opcji :)

    Jeśli chodzi o związki to ogół ludzi jest skażony myśleniem z perspektywy 2 połówek jabłka, pomarańczy czy innego smacznego owocu ;) Ja zawsze na pytanie o moją druga "połówkę" pytałem dlaczego uważasz że jestem niekompletny. Moje życie uczuciowe wygląda jak pustynia amerykańska, czasami jakiś biegacz stepowy w tle się przewinie, w tle skała się pojawi... ;) ale jest ok, nie trzeba spełniać niczyich oczekiwań, iść na kompromisy, które mi się nie podobają w imię świętego spokoju :)

    Aguś jest jedno rozwiązanie, znaleźć faceta który jest jak Twoje praca, więcej Ci daje niż odbiera i jesteś z niego zadowolona i usatysfakcjonowana. Znaleźć go nie dlatego że czegoś potrzebujesz, ale dlatego że dostaniesz od niego coś czego sama sobie nie zapewnisz. Tylko rynek facetów jest jak rynek pracy w Polsce, dużo śmieciowych ofert ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię.
    Notka na miarę Carrie:))) Aga, ja tez lubię swoją pracę, więc w 100% Cię rozumiem. Co d związków - ja nie lubię być sama, więc zwykle - mniej lub bardziej świadomie - szukam. Rozumiem natomiast i szanuję Twoje bycie singlem. I nie będę Ci mówić: nie martw się, znajdziesz swojego księcia z bajki - skoro i tak go nie szukasz.
    Jesteśmy smutnym narodem, trzeba to po prostu zaakceptować. Następnym razem zawsze możesz powiedzieć: jestem w związku z kobietą (z doświadczenia wiem, że zamyka gębę wszystkim).

    Pozdrawiam, kurp

    OdpowiedzUsuń