Miałam dzisiaj okazję uczestniczyć w zjeździe mojej Rodziny "we włoskim stylu" (czyt. głośnej i dużej). Zjazd, jak już wspominałam, odbył się z okazji 90-tki mojej Cioci. I tak z różnych stron Polski zjechały się samochody rodzinne w wielkopolskie okolice. Ja miałam przyjemność podróżować w samochodzie z moimi Rodzicami oraz Wujkiem-Stryjkiem B. i Ciocią H. To musiało oznaczać ciekawie spędzoną podróż (w obie strony). I tak zanim wyjechaliśmy z Wrocławia Wujek-Stryjek oznajmił nam jaki quest został przewidziany na podróż. Z powszechnie znanym wszystkim i niewątpliwym urokiem osobistym, kiedy w samochodzie urządziłyśmy sobie babskie pogaduchy z Mamą i Ciocią stwierdził: "Zamknąć się i szukać Biedronek". Bo zadanie polegało na znalezieniu ściśle określonej marki wina w ściśle określonym sklepie, sklepie znanym wszystkim Polakom - w Biedronce. A zatem w podróży na rodzinny zjazd "chcąc-niechcąc" odwiedziliśmy 6 tych sklepów.
Kiedy dotarliśmy na miejsce i wszyscy grzecznie ustawili się do składania życzeń, Szanowna Jubilatka zabrała głos i okazało się, że pomimo dostojnego wieku i doniosłości wydarzenia nie straciła poczucia humoru i dystansu do świata mówiąc z błyskiem w oku:
"Tylko błagam, nie życzcie mi setki, bo osobiście mam już tego dość!"
... jakby to określić... nastała taka niezręczna cisza...
Podróż powrotna przebiegała w bardzo specyficznym nastroju. Czułam się jakbym jechała w samochodzie z grupą pięciolatków, tylko takich, które znają się na polityce i mają bardzo rozwinięty zasób słownictwa. Żeby postawić Was w mojej sytuacji podkreślę, że to ja prowadziłam. Po wyruszeniu na trasę męska część moich milusińskich wyciągnęła po tzw. "szczeniaczku" i po skonsumowaniu płynów usłyszałam:
"No Agnieszka, teraz możesz przyspieszyć".
W trakcie podróży musiałam co jakiś czas zagadywać pasażerów, bo pięciolatki były dosyć nieznośne. A zatem:
ja: posłuchajcie, jaka ładna piosenka...
"co za głupie radio"
ja: zobaczcie jaki piękny zachód Słońca...
"widziałem ładniejsze"
"jakby one chciały siku, to ja też reflektuję"
ja: dobra, umówmy się tak, jak będziecie źli, zmęczeni, znudzeni to powiecie "pucio, pucio"...
a więc usłyszałam:
"pucio, pucio"
"pucio, pucio"
"pucio, pucio"
"gówno mnie to obchodzi... pucio, pucio"
ja: zobaczcie jakie piękne Słońce!
"pięknie"
"jakie wielkie"
"takie czerwone, to chyba na wiatr"
"a to Słońce czy Księżyc?"
Nawiązując do questa biedronkowego, kiedy wjechaliśmy do Krotoszyna mój Ojciec stwierdził: "No Antulski, tu zaliczyłeś swoją pierwszą Biedronkę".
(...)"Czemu ona nie wyprzedza",
a ja na to: "ona nie wyprzedza, bo jest podwójna ciągła"
a po chwili milczenia usłyszałam:
"Wyprzedź tego ch..., bo mnie denerwuje"
W jednej z miejscowości z powodu braku odpowiedniego oznakowania na drodze nie wiedziałam jak jechać, więc rzuciłam pytanie:
ja: a jak teraz? ktoś wie?
w wszyscy pasażerowie równocześnie, ale każdy z osobna rzucił:
"w prawo"
"prosto"
"w prawo"
"w lewo"
ja: stop, zdecydujcie się, uzgodnijcie wspólną wersję...
a na to usłyszałam:
"w lewo"
"w prawo"
"prosto"
"w lewo"
ja: cudnie, na Was to mogę liczyć.
Rodziny się nie wybiera, ale Rodzinę trzeba kochać:)
Szczególnie za takie dni:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz