Ostatnio świat zmienia się w tempie kliknięcia. Zmienia się technika, motoryzacja, różnorodność statusów w związkach oraz poziom hormonów.
A co z konserwatystami takimi jak ja?
Czy jest nadzieja na odnalezienie siebie w tym całym bałaganie?
Zacznijmy od tego, że nienawidzę określenia "singiel".
Chyba już wolę być "starą panną". Zresztą to określenie bardziej do mnie pasuje. Bo bliżej mi do samotnej kobiety, która po cichu wzdycha za wielką miłością, a oficjalnie jest wredną babą, z którą ciężko wytrzymać, niż do wyzwolonej i otwartej na świat yuppie w modnych butach.
Taka jest prawda. Jestem konserwatystką, mam ścisłe zasady, których nie mam zamiaru łamać. Niech inni robią co chcą, ja zamiast niszczyć siebie w byciu z kimś przeciętnym, wolę być sama. Bo niestety problem jest bardziej złożony. I nie opiera się jedynie na przeciętności.
Bowiem mężczyźni są obecnie wygodni i zniewieściali. Jeśli coś nie idzie po ich myśli po prostu się wycofują. Po co się męczyć. Przecież jest pełno pustych lal, które wybaczą każdą rzecz byle tylko mieć kogoś. Więc jeśli ktoś tylko podniesie poprzeczkę lub jeśli pojawi się jakiś problem... wolą zrezygnować.
Bo tak jest łatwiej.
Bo teraz życie jest łatwe.
Bez zasad, bez religii i bez wyzwań.
Wszystko na wyciągnięcie ręki jak limit na karcie kredytowej, którą może mieć każdy. Żałosne, smutne i dołujące w podsumowaniu.
Czy jesteśmy skazane na związki z facetami zniewieściałymi?
Takimi, którzy nie potrafią lub boją się podejmować decyzje?
Gdzie ci silni, odważni, męscy, opiekuńczy i mądrzy mężczyźni, którzy będą potrafili zapewnić kobietom bezpieczeństwo i stabilizację?
Gdzie są prawdziwi "Strażacy"*?
Najwyraźniej zaniknęli gdzieś w trakcie postępu technologicznego razem z kasetami magnetofonowymi...
Ewolucja zdegradowała ich do miejskiej legendy.
*właśnie "Strażak" jest dla mnie synonimem ideału mężczyzny - silnego, odważnego, mądrego i opiekuńczego... taki Strażak jest niczym Han Solo... chyba nikt nie ma co do tego wątpliwości :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz