wtorek, 29 lipca 2014

Jak trudno jest odpoczywać, czyli wyznania wiecznie zabieganej maniaczki kontroli :)



Bardzo trudno jest odpoczywać. Od kilku dni zaczęłam uczyć się tej zupełnie prostej (wydawałoby się!) czynności od podstaw. I odpoczywam jak umiem. Dzisiaj nawet nie wzięłam ze sobą zegarka.

Wczoraj biegałam bez pulsometru - dla siebie, nie treningowo. Zdjęcie powyżej jest właśnie z porannej ścieżki biegowej - nie ma nic wspanialszego niż aktywny poranek, czyste powietrze jeszcze nie nagrzane promieniami słonecznymi, nie wymieszane z całodziennymi wyziewami miasta. Prosta droga, wszystko świeże i jasne. Nowy początek. Nowe wyzwania.

Zmieniam się. Moja głowa jeszcze się buntuje - w końcu zmiany wymagają wyjścia ze strefy komfortu. Ale zmiany to też wyzwania, a wyzwania lubię. I tak mam zamiar podejść do tego wszystkiego co się teraz w moim życiu dzieje, bo dzieje się dużo, ale tak dobrych rzeczy (chociaż czasami widzę wszystko w ciemnych barwach), że nie mogę przejść obojętnie obok. Muszę przyjąć to wszystko co niesie los ponieważ długą drogę do tego przeszłam i tak bardzo nie mogę się doczekać kolejnych zmian:)

Dziękuję za wszystko co mam i czekam z niecierpliwością na przyszłość:)

czwartek, 24 lipca 2014

Tak, jestem też człowiekiem!

Wczoraj popołudniu, kiedy byliśmy na zakupach opowiedziałam mojemu Mężowi o tym jak bardzo byłam zmęczona w pracy. Ale tak bardzo, bardzo. Tak bardzo, że właściwie zasnęłam przy biurku. Reakcja była niespodziewana:

"Cudownie! Kochanie, to znaczy, że Ty jednak jesteś człowiekiem, kobietą a nie tylko triathlonistką"


No cóż... takiej reakcji się nie spodziewałam. Wygląda na to, że pokazanie słabości nie jest takie złe. A może nawet czasami normalne? Daleka jestem od użalania się nad sobą, co to, to nie!
Po prostu te 3,5h wysiłku triathlonowego plus stres, plus całe moje życie dookoła sportu (bo przecież istnieje i jest całkiem bogate:)) - praca, kupno nowego mieszkania, planowanie remontu. To wszystko mnie bardzo zmęczyło i organizm woła o chwilę przerwy.
Ale z drugiej strony pojawiają się wyrzuty sumienia... może jednak powinnam iść pobiegać/na basen/na rower/na aerobik?
Jest tyle pomysłów! Szkoda czasu na sen, szkoda czasu na odpoczynek!

A może to właśnie jest mój błąd? Wróciłam z triathlonu w niedzielę wieczorem, pojechaliśmy jeszcze do Rodziców pochwalić się medalem, potem od poniedziałku praca, lekkie treningi. W czwartek tego samego tygodnia poleciałam na delegację do Warszawy, 2 intensywne dni pracy i nauki.

Warszawskie wielkomiejskie widoki

W piątek wieczorem powrót do Wrocławia. Sobota - trening i spotkania rodzinne. Następny tydzień równie intensywny, dodałam do tego codzienne treningi. W środę w zeszłym tygodniu płakałam ze zmęczenia i bezsilności. Chyba przesadziłam.
Postanowiłam trochę się wyciszyć, poczytać, uspokoić się. Od pewnej cudownej osoby, która spadła mi z nieba w tym momencie dostałam "Planetę dobrych myśli" Beaty Pawlikowskiej i był to strzał w 10!
Dalej mam codziennie zaplanowany jakiś trening, ale chyba przystopuję na najbliższe dni. Mój organizm woła o spokój.
Beata w jednej z książek napisała, że kiedy przestała się spieszyć zyskała więcej czasu. Mój kalendarz pęka w szwach od terminów, spotkań zawodowych, zobowiązań towarzyskich, treningów i wydarzeń kulturalnych. A gdzie podział się czas dla mnie? Gdzie chwile, które spędzamy wspólnie z Mężem bez planowania kolejnych dni? Co z moim tu i teraz?

Lotnisko Szymanów z lotu balonu... w niedzielę popołudniu był mały trening:)

Pora obniżyć poziom adrenaliny we krwi, szczególnie, że sierpień zapowiada się bardzo intensywnie - będzie roadtrip po Polsce - prawie dwutygodniowy, Balonowe Mistrzostwa Polski, wyjazd w góry, nad jezioro, być może jakiś półmaraton i zawody balonowe we Włocławku (chciałabym pojechać). Plus wybieranie kafli, farb, mebli i sprzętów kuchennych do nowego mieszkania. Dużo, Dużo.
Nie mogę się doczekać :)

Dlatego dzisiaj basta! odpoczywam:) szczególnie, że czeka mnie intensywny weekend - mój Mąż bierze udział w triathlonie w Poznaniu i jadę mu kibicować - no kto będzie bardziej znerwicowany? przecież jestem kłębkiem nerwów! Nawet gotowanie mu makaronów i szykowanie kanapek z dżemem nie pomaga:)


A Poznań jest dla nas takim "miastem sentymentalnym" ponieważ tam się zaręczyliśmy, więc po zawodach będziemy mieli trochę czasu i w planach jest dobra kolacja oraz dużo pozytywnych wspomnień:)

Życzę Wam udanego weekendu - spokojnego lub aktywnego - takiego jakiego aktualnie potrzebujecie! Ja pojawię się już w nowym tygodniu tymczasem zabieram się za odpoczywanie - deszczowa, romantyczna pogoda we Wrocławiu bardzo temu sprzyja.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Pokonałam samą siebie - czyli relacja po Triathlon Szczecin (foto:))

Udało się.
Nie powiem było ekstremalnie. I ciężko. I ekstremalnie ciężko. Przede wszystkim wczoraj w Szczecinie było ponad 30stopni i właściwie pełne nasłonecznienie. To dało się odczuć.
Ale nie o tym. Powiem tyle - pokonałam siebie i dałam z siebie wszystko. Ukończyłam triathlon na 338 pozycji z wynikiem 3h 38 min. Jestem z siebie dumna, szczególnie, że po pływaniu (co było moją najmocniejszą dyscypliną!) totalnie się załamałam - przepłynęłam w 29min - a obstawiałam 23 - i zupełnie podcięło mi to skrzydła. Gdyby nie mój Mąż, który dzielnie mi kibicował i krzyczał, że mam się nie poddać, chyba wróciłabym do domu na tarczy. Ale skumulowałam energię, wzięłam się w garść i wsiadłam na rower. Tu odetchnęłam i nabrałam wiatru w żagle - na bardzo trudnej trasie (której się zupełnie nie spodziewałam, było kilka przewyższeń plus jazda miejska po torach i kostce brukowej) zrobiłam czas 1h 54 min na 45 km i jestem z siebie dumna. Na bieganiu byłam już na totalnym luzie, wiedziałam, że muszę biec na 90% moich możliwości - upał plus zmęczenie po poprzednich dyscyplinach mogły w każdej chwili spowodować, że nie ukończę zawodów - kilka osób na trasie po prostu zemdlało z wycieńczenia, więc obserwując takie obrazki wolałam nie ryzykować. Szczególnie, że satysfakcja na mecie - niesamowita. Jestem z siebie dumna:)

Muszę też oficjalnie podziękować trenerowi Darkowi z MaxProgress (to właśnie dzięki jego wiedzy i rozsądkowi byłam dobrze przygotowana i nie zrobiłam sobie krzywdy:)), Andrzejowi M. za świetne opony do roweru, które mi podarował i Babci Kazi za dostawy dżemu domowej roboty, żebym miała dużo dobrej energii:)

Oczywiście największe podziękowania należą się mojemu Mężowi za spokój, rozwagę, cierpliwość i wielkie wsparcie. Ale to już powtarzam mu nieustająco i będę powtarzała do końca życia :)


to zdjęcie umieszczam, żeby pokazać coś co zobaczyłam dopiero na zdjęciach - jestem strasznie mała w porównaniu do innych triathlonistów - toż to przy takich gabarytach to nie mam wielu szans (a i tak w mojej kategorii byłam 8!)


kocioł przed pływaniem oraz ja rowerowo - miny niezbyt ciekawe, przerażenie w oczach etc. :)

już za chwilę meta - po tylu godzinach męczarni:)!

ostatnia prosta i meta!!!

Podsumowując - dużo radości, satysfakcji, ale i bólu i wyzwań.
Jeśli ktoś mi kiedyś powie, że triathlon nie jest wyzwaniem wiem, że mam do czynienia z osobą, która nie brała w nim udziału. Połączenie tych trzech dyscyplin w ciągu kilku godzin jest mega wymagające - fizycznie i psychicznie.
Póki co cieszę się z mojego osobistego sukcesu, odpoczywam i myślę, że już więcej tego nie zrobię :)

A Wam życzę wspaniałych wyzwań w tym tygodniu i udanego poniedziałku:)!

sobota, 5 lipca 2014

24h przed Triathlon Szczecin!

Ładowanie trwa:)
Zbieram siły, kumuluję energię i próbuję oddalić od siebie stres - nie jest to łatwe, ale prawda jest taka, że już bardzo zmęczyły mnie ponad półroczne przygotowania i marzę, żeby mieć to za sobą. Spakowana (sprzęt sportowy, cała torba suplementów i druga torba z jedzeniem już czekają w kącie:)). Chcę siebie sprawdzić, chcę udowodnić SOBIE, że mogę pokonywać własne słabości. Wiem, że mi się uda. Musi. Nie stawiam sobie założeń czasowych, chcę zmieścić się w limitach:)
Udowadniam też sobie, każdego dnia różne rzeczy. Przełamuję własne słabości.
Po raz pierwszy postanowiłam publicznie pokazać kawałek mojej sylwetki :). Trochę więcej niż zwykle. Wiem, wiem - to banał, ale dla mnie to krok naprzód. Żeby zaakceptować siebie odrobinę bardziej...
tak, tak - to mój podładowany węglowodanami brzuch na 24h przed triathlonem:)

Zatem za chwilę ruszamy na Szczecin - uprzejmie proszę o trzymanie kciuków i wysyłanie pozytywnej energii... teraz tylko spokój może mnie uratować:)

środa, 2 lipca 2014

3 dni do dnia próby, czyli moje wyzwanie w diecie przed startem w triathlonie

Ostatnio rozmawiałam o mojej diecie przed startem z koleżankami i kiedy dowiedziały się, że muszę jeść 3000 kcal dziennie na 4 dni przed startem stwierdziły z rozmarzeniem: "szczęściara".
Czyżby? Ogólnie nie narzekam, bo głodna nie chodzę, ale jedzenia jest naprawdę bardzo dużo plus - muszę naprawdę uważać co jem, wszystko musi być zgodne z menu, żadnych odstępstw.
A zatem dzisiaj wyglądało to tak:
śniadanie mistrzów, czyli płatki owsiane, rodzynki, otręby, siemię lniane i banan (jest energia na poranny trening na basenie)
potem kilka kanapeczek, z dżemem (fuj, nie lubię słodkiego smaku!) :)
podczas obiadu rozpoczęłam pasta party - i powtórzyłam w trakcie podwieczorku :)
kolacja już na totalnym luzie - jogurt z dżemem owocowym, do tego herbatka i mogę w spokoju pójść spać:)


Jeszcze czwartek, piątek i sobota - dużo jedzenia, 3 dni totalnego odpoczynku - kumuluję energię i nie mogę się doczekać niedzielnego startu :) proszę o wsparcie mentalne - teraz już tylko to mi jest potrzebne:)