sobota, 30 stycznia 2010

It's ladies night

Odpoczywam po after party, a zatem babski wieczór się wykroił:)

Bond na ekranie, czekoladki na podorędziu... jakoś to będzie!

After after party

Było cudownie. Tańce, hulanki, swawole.
Za wieczór dziękuję wszystkim obecnym ciałem i duchem.
Za prezent muszę jeszcze każdego wyściskać.

A miałam nie płakać...

czwartek, 28 stycznia 2010

After party

Szykuję się na after party po jednej, wielkiej i wspaniałej imprezie jaką była moja dotychczasowa praca.
Tak, to prawda. Absolutna.
Staję się dorosła.
Pora na dorosłą pracę, dorosłe mieszkanie.

A after party już jutro, czyli czeka mnie ciężki weekend i mam zamiar go wykorzystać jak najlepiej. Bo od poniedziałku czeka mnie prawdziwe życie:)
I w sumie... nie mogę się tego doczekać!

Randka idealna

Wczoraj byłam na randce. Było kino, była kolacja. Idealnie.

Nawet hiperinteligentny, bardzo niszowy i niezależny film nie wpłynął na zaburzenie idealności wieczoru:)

*

środa, 27 stycznia 2010

Dialogi Rodzinne

Miejsce: kuchnia u mnie w domu
Osoby: Ja i moja Mama

Ja: Mamo, kiedy kupujecie nową lodówkę?
Mama: Nie wiem jeszcze, może za pół roku...
Ja: To ja sobie zamawiam tę starą!
Mama: A po co ci stara lodówka?!
Ja(ze stoickim spokojem): Do mojego nowego mieszkania.
Mama: Ale ty nie masz nowego mieszkania...
Ja: Ale za pół roku to już na pewno będę miała. A wiesz, lodówka to towar pierwszej potrzeby... Bo pranie zawsze można zrobić u rodziców, a jechać po szynkę na kanapki do Mamy to już lekka przesada...

Dialogi samochodowe

Miejsce: trasa Kowary-Wrocław
Osoby: Ja, Moja Najlepsza Przyjaciółka, Pan F. i Pan M.

Ja: M. ile jest tu stopni?
Pan M.: Minus 5
Ja: A moja Mama mówiła, że we Wrocławiu jest minus 14, czyli tu jest cieplej, jak się nazywa takie zjawisko kiedy w górach jest cieplej niż w dolinie?
Pan M.: Inwersja
Moja Najlepsza Przyjaciółka: Ch...jowa pogoda...

Dopiero doszłam do siebie...

... po ostatnim weekendzie, a tu następny w planach...

czwartek, 21 stycznia 2010

Cuda się zdarzają!

Cuda, nie cuda...
Czasami jednak nie można tracić wiary, bo wszystko się może zdarzyć...

Dzisiaj dostałam prezent imieninowy, zupełnie niespodziewany i świetny w swojej prostocie.

Mama przeczytała mi mój horoskop i było w nim, że od dzisiaj wszystko się zmieni na lepsze.

I ja wierzę, że teraz już wszystko się ułoży, chociaż wiem, że będzie mnie to kosztowało dużo pracy i wysiłku to nie boję się wyzwań. W żadnej dziedzinie życia*.

środa, 20 stycznia 2010

Dialogi Rodzinne

Miejsce: przedpokój u mnie w domu
Osoby: Ja, Moi Szanowni Bracia (na których zawsze mogę liczyć...)
Czas: dzisiejsze popołudnie

Małe wprowadzenie: Wróciłam samochodem do domu po załatwieniu kilku spraw na mieście. Wysiadłam z mojego pojazdu, zamknęłam bramę, już zbliżałam się do drzwi, aż tu nagle straciłam równowagę na bardzo lodowatym przejściu i z całym impetem uderzyłam o ziemię. Zrobiło mi się ciemno pod oczami i zaczęłam modlić się o ratunek ze strony mojego rodzeństwa ("Oby się zorientowali, że już jestem, oby ktoś wyszedł, bo nie wstanę..."). Nagle widzę, że drzwi się uchylają i wygląda zza nich mój Szanowny Brat P. Spojrzał na mnie i ze stoickim spokojem zapytał:

Szanowny Brat P.: Co się stało?
Ja: A jak myślisz?! Ledwo żyję pomóż mi...
Po wgramoleniu się do domu i rozłożeniu na podłodze, w celu kontynuacji jęków i oceniania strat, na schodach pokazał się drugi Brat.
Szanowny Brat T. : Co się stało?
Ja: Wrrrr....
Szanowny Brat P. (do Brata T.): Wyszedłem, bo usłyszałem odgłos mięsa uderzającego o ziemię...
Szanowny Brat T: Ja myślę, że brzmiało to bardziej jak worek ziemniaków upadający z dużej wysokości...
Ja: Ej, zaraz zwymiotuję...

Podsumowanie: dwie wielkie posiniaczone szramy na nodze, obolała kostka i ramię, plus lekkie zawroty głowy.

Jaki z tego morał?
Najwięcej wypadków zdarza się w domu (dlatego wieczór planuję spędzić poza domem), potrafię wywrócić się na najprostszej drodze (to już chyba wszyscy wiedzą), mam bardzo troskliwe rodzeństwo, dzisiaj mam nadzieję, że już nic gorszego mnie nie spotka i muszę przestać się dziwić skąd mam tyle siniaków.

wtorek, 19 stycznia 2010

"jeżeli przewidzisz cztery możliwe sytuacje, w których coś może się nie udać i zdołasz je obejść, natychmiast wyłoni się piąta. "*

Tak było właśnie dzisiaj...
Słówka się pomyliły, nie powiedziałam tego co chciałam i w ogóle jestem śpiąca:)


* cytat wg Guru Murphy'ego

Wieczorne wyznania i stresy przy porannej kawie plus mieszkanie na niezłej dzielni...

Tak się złożyło, że mogę "wylądować na niezłej dzielni",
wieczór spędziłam w iście doborowym towarzystwie z paczką chipsów w roli głównej,
a dzisiaj czekam na jakiś znak z niebios, że to wszystko ma w ogóle sens, a ponieważ pewnie nie mam na co liczyć (niebiosa z pewnością są zajęte bardziej poważnymi sprawami niż jakieś tam znaki...) dlatego pozostaje mi odrobina stresu, wraz ze szczyptą niepewności do spółki z brakiem wiary w samą siebie.

Niech moc będzie ze mną:)

niedziela, 17 stycznia 2010

Bo ja całe życie czegoś szukam, a do tego śpiewam (lub nucę, bo fałszuję) i tańczę, pełen serwis:)

pusta jak wór głowa pęka na pół
suche na wiór słowa pachną udręką
wczorajszy dzień przykrył prawdę jak kurz
gdyby tak cofnąć czas... *


*Maciej Silski "Gdy umiera dzień"

sobota, 16 stycznia 2010

Time to say goodbye

Coś się kończy, coś zaczyna, ale ja wierzę i zawsze wierzyć będę w happy endy, i przyjaźń.
A rodzina to jest siła.

Bo jest paru ludzi

Bo jest parę w życiu dobrych chwil

Bo jest parę złudzeń, które warto mieć by żyć

Choć raz, tylko raz, tu na ten świat

Bóg nam pozwala przyjść

Zawsze lepsze coś niż nic
*


* Ira "Parę chwil"

A o poranku... "Siódma rano to dla mnie noc"*

Koty potrafią tupać, takie z nich brutalne potwory,
wody zawsze jest za mało,
zajęcia za długie
i spać się chce.

Natomiast momentalnie otrzeźwiła mnie poranna sytuacja z samochodem.

Pan T. podwiózł mnie rano do domu.
Wysiadłam kulturalnie z samochodu (coby nie używać potocznych kolokwializmów typu "wytoczyłam się", to nie tej klasy sytuacja była:)).
A zatem wysiadam i coś mi się nie zgadza. Jeszcze nie wiem co, ale styki się zgrzewają... Samochód Ojca stoi w garażu, czyli się zgadza...
Ale zaraz! pod domem zwykle stoi samochód mojego Brata... hmm 7.30, pewnie jest w pracy, czyli się zgadza...
Moment, zaraz, chwilunia! A gdzie mój samochód?! AAAAA pojechałam samochodem do centrum wczoraj i o tym zapomniałam?!
K... gdzie ja go zostawiłam...?! Spokojnie, spokojnie... to da się jakoś racjonalnie wytłumaczyć...
I w tym momencie spojrzałam na ulicę, gdzie stał równiutko zaparkowany mój żółty rydwan. Uff... mówiłam, że była wczoraj impreza rodzinna. Nie było przecież gdzie zaparkować.

Ale utracone zdrowie w tych minutach niepewności bezcenne.

Do tego moja opowieść rozbawiła do łez moich rodziców podczas porannej kawy. A to wcale nie było śmieszne.

Więcej nie piję... Ale mniej też nie...

*Dżem "Wehikuł czasu"

Ale reset!

Ładnie weekend się rozpoczął. Szalona impreza w piątek, poprzedzona całym dniem pracy i rodzinnym spotkaniem (które tradycyjnie ewoluowało do regularnej popijawy:)).
Ale w kolejności chronologicznej. Kiedy w końcu dotarłam do miasta w moim szpanerskim kapeluszu wszystko wymknęło się spod kontroli. Już tak zupełnie:)
Kapelusz został przejęty przez towarzystwo, moja mini sukienka pochwalona przez kilku osobników, zgubiłam mojego faceta, który jak się później okazało zgubił rękawiczki, później było kilka manipulacji logistyczno-lokalowo-technicznych, a jednak...
Podsumowując wieczór należał do udanych, mimo dziur w pamięci i różnych wstępów, i występów gościnnych:)

czwartek, 14 stycznia 2010

Nigdy nie mów nigdy

Nigdy nie myślałam, że wolałabym uczyć się do egzaminów niż szukać mieszkania do kupienia. Ale jak się ma małe fundusze i trzeba wynaleźć coś wspaniałego przy tak ograniczonych środkach stres dobiłby każdego...

"life is brutal and full of zasadzkas"

Bo...

Bo... Marcin F. ma całkowitą rację.

No comments.

:)

Jakby mi się chciało tak, jak mi się nie chce*

Kosmos przyspieszył.
Mamy 2010... Dasz wiarę?**
Podsumowując postanowienia na 2009 przeprowadziłam swoją szanowną osobę z dobytkiem całym*** ze stolycy do stolicy Dolnego Śląska.
Miałam zakupić sobie także lokum coby dobytek zmieścić. Miałam, ale nie podołałam. Toteż teraz walczę jak lwica o tych kilka metrów kwadratowych za absurdalne pieniądze.****
A zatem***** postanowienia na 2010 poczyniłam: lokum zakupić, współlokatora oswoić, nauczyć się robić tartę, aby współlokatorowi czasem dogodzić i kupić zestaw specjalnych pojemników na obiady****** :):):)


* w szkole ten napis widniał w jednej z sal lekcyjnych. Nasz dowcipny Anglista dopisał kiedyś... "impotenci"
** Viola z Brzyduli
*** dobytek to chyba nazbyt kwieciste słowo dla aparatu fotograficznego, kilku zdjęć w ramkach, laptopa i 60 par butów zapakowanych do żółtego samochodu...
**** bo 200 tys fuckin PLN to trochę dużo jak na jedno pomieszczenie przy odrobinie szczęścia usytuowane w okolicach centrum:)
***** a zatem, bo nie zaczyna się zdania od "a więc" :):):) coś mi się licealne lata przypomniały
****** ja nie mam nic przeciwko robieniu obiadów!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Dialogi Rodzinne

Miejsce: kuchnia
Osoby: Moi Rodzice, Ja plus dwa futrzaki zwane prawdziwymi kotami.
Czas około południa.
Akcja rozgrywa się w momencie kiedy moja Mama postanowiła nakarmić, kątem oka spoglądające na nią dosyć niecierpliwie, futrzaki:
Mama(do kotki): Ej, nie musisz mnie lizać po rękach, czyś ty zwariowała...
Ojciec: A dlaczego nie ma oblizywać tych karmiących ją rąk. Musi je oblizywać, smyrać i takie tam...
Ja: ?! to co powiedziałeś było tak perwersyjne, że nawet najlepszy przyjaciel mojego Brata P. (czyli R.) by się takiego tekstu nie powstydził:) heheh

Poniedziałkowa zadyszka

Śnieg, zima i poszukiwania nieodnalezionego mieszkania. Jeszcze nieodnalezionego.
Do tego mnóstwo rajdów po mieście na zimowych oponach i posiłek regeneracyjny:) (Mam nadzieję, że było to miłe, chociaż dziecinne i sentymentalne:)).

niedziela, 10 stycznia 2010

Rozstrzepanie z poplątaniem...

Dzisiaj osiągnęłam szczyt roztargnienia.

W pracy uraczył mnie mój Szanowny Brat telefonem. Okazało się, że nie zamknęłam domu. Zdarzyć się może każdemu. Ale zostawiłam klucze w zamku. To już ekstremalny przypadek.

Dobrze, że mieszkamy w spokojnej dzielnicy.

Gdy na zewnątrz śnieg i mróz

Miasto zasypane, tramwaje wykolejone, samochody unieruchomione.
Taka przyszła zima. Sroga. Mroźna.
A wszyscy obrażeni. Bo zima jest, jakby co najmniej styczeń był.

I co tu robić? To chyba pytanie retoryczne:)

czwartek, 7 stycznia 2010

Imprezownia

Ponieważ jest karnawał chciałoby się zaszaleć.
Może jakiś bal przebierańców? Impreza hawajska? Toga Party? Kicz Party? A może na scenę wkroczą dziwki i alfonsi, lub kowboje i indianie? W bajkowym stylu, a może w latach 80.? Jeśli wybieramy dekady to lata 20. lata 30, lub lata 60 też będą ciekawe... A może gwiazdy filmowe lub gwiazdy rocka?

Po co komplikować... My chcemy zrobić imprezę sado-maso... Jak słowo daję, wróżką nie jestem, ale już wiem jak się ona skończy... :)

Plany na weekend, czyli dialogi na tematy wszelkie w pracy.

Miejsce: moja fabryka.
Osoby: Ja, Panna H. , Brat A.
Czas: późne popołudnie (osoby żyjące w tradycyjnym rytmie dnia powiedziałyby, że wieczór*)

H: Aga, wygląda na to, że przekupujesz swojego faceta wyjściem do teatru w zamian za zobaczenie Avatara... ?!?!?!
Ja: Ale ja bardzo chcę zobaczyć ten film:)
Brat A. tylko kiwał głową na te rewelacje...


* w naszym rytmie życie toczy się przez całą dobę.

wstęp

Poniedziałek.
Ty.
Wtorek.
Ty.
Środa.
Ty.
Czwartek.
My. *


*parafrazując Gombrowicza.