środa, 29 lipca 2009

poniedziałek, 27 lipca 2009

Weekend pod hasłem...

"Wszyscy artyści to prostytutki..."

Więcej nic nie napiszę.

Prawdziwe szaleństwo, czyli sporty ekstremalne w ekstremalnych warunkach

Wyścigi na krzesłach, wspinaczka po drzwiach i hokej z miotłami to sporty, które ostatnio miałam okazję przetestować. Wybitnie ekstremalne, szalenie niebezpieczne i wyjątkowo ryzykowne.
Tylko dla prawdziwych twardzieli. Bo nie każdy będzie miał wystarczająco mocne nerwy i zachowa zimną krew (bo powagi zachować nie ma szans).

A wszystko to w doborowym towarzystwie, Pana A. i Panów M. i M.:)

To się nazywa przygoda.
A przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda!

Nic na moje usprawiedliwienie

Nie mam nic na usprawiedliwienie. Praca 24h na dobę? i co z tego? Mogę tłumaczyć się zmęczeniem, ale to dla mięczaków. A ja do mięczków nie należę i tak tłumaczyć się nie będę.

Za to powiem, że intensywne życie przez te kilka dni prowadziła i wstydzić się nie mam zamiaru.

środa, 22 lipca 2009

Szaber?

Wczoraj wieczorem moi rodzice przyjechali z wiadrem czereśni. Dzisiaj rano z moim Bratem zastanawialiśmy się skąd je mają.
Ja stwierdziłam, że nie mam do nich zaufania, przecież to mógłby być szaber.

Na to mój Szanowny Brat podsumował: "Problem z naszymi rodzicami polega na tym, że Mama nie weszłaby na drabinę, a Ojciec nie jest w stanie wejść na drabinę"

Co fakt, to fakt.

Mama jest uparta, na drabinę nie wejdzie jak nie musi, a Ojciec dalej chudnie...:) (może kiedyś przyjdą na szaber lepsze dni...)

czwartek, 16 lipca 2009

Prezentowe dylematy

Mój brat poszukuje prezentu urodzinowego dla swojej dziewczyny. Problem wcale nie mały.

Jego pomysły są co najmniej ciekawe. Mój ulubiony to kij baseballowy. Bo która dziewczyna nie chciałaby takiego rekwizytu?
Ja sama planuję się zaopatrzyć w jeden, tak na wszelki wypadek.
A taki prezent od faceta... No cóż, to albo wyraz najwyższej troski, albo zasygnalizowanie skłonności masochistycznych na wypadek, gdyby obdarowana chciała wykorzystać taki element do sprostowania delikwenta:)

wtorek, 14 lipca 2009

Praca, praca, praca i jeszcze raz życie osobiste...

Ja już nic nie piszę, nic nie mówię i milczeć będę jak grób. Bo w pracy miało być pięknie, a jest jak zwykle. Sami wiemy kto ma na to wpływ.

I tym sposobem wróciłam do moich wcześniejszych planów. Szukam męża. Męża, który pasją moją będzie. Największą. Jedną z wielu:)

I tych zeznań będę się trzymać!

niedziela, 12 lipca 2009

Złota myśl na dziś

Nawiązująca do pewnych umów handlowych pomiędzy moimi kolegami z pracy...

"Tylko nie sprzedaj się za trabanta!"

I tu pora na sprostowanie. Nie ja, a koledzy chcą mnie przehandlować. Nie przypadkowej osobie, a Drogiemu Panu K. i nie za trabanta, ale za nyskę.

Tak się tworzą plotki. Ani się obejrzę, a znajdę licytację na allegro;p

Home sweet home

Dzisiaj tak mi się przytrafiło, że po szalonej nocy prawie cały dzień przespałam.
W międzyczasie spełniłam mój katolicki obowiązek, potem musiałam jeszcze zawlec się resztkami sił na zakupy (w uroczym dresie, bo nie miałam nawet siły na jakikolwiek inny strój).

Jednakże sytuacją dnia było powitanie mojego brata, który wrócił po wyjeździe. I to przypadkowe.
Byłam pod prysznicem i usłyszałam dzwonek do drzwi, który dzwonił, i dzwonił, i dzwonił...
Wyskoczyłam z łazienki, cała mokra, owinięta tylko w różowy ręcznik. Zbiegłam na dół. otwarłam drzwi... i zobaczyłam 4 facetów plus mojego brata.
Jak się okazało jego koledzy, którzy też byli na wyjeździe jeszcze na chwilę wpadli do nas do domu. No to powitanie mieli w moim stylu.
Ja z miną lekko zakłopotaną stwierdziłam, że przepraszam za mój strój, ale właśnie brałam prysznic. To najlepszy przyjaciel mojego brata skwitował:
"Ależ nam to nie przeszkadza"
:)

Wykwintne bułeczki, seks telefon i impreza miesiąca

Dzisiaj usłyszałam wiele słów, mnóstwo propozycji i jeszcze więcej aluzji.

Poza tym okazuje się, że mam coraz większą wprawę w tzw. seks telefonie. Mam jednego stałego rozmówcę. Jest to Drogi Pan K.:)

Natomiast pomysłem miesiąca (oficjalny ranking będzie dostępny pod koniec lipca, ale to pewniak na miejsce pierwsze;p) jest wspólne kupno samochodu imprezowego (w stylu nyski, albo żuka), do którego zapakujemy się większą paczką i pojedziemy w siną dal, w rytm muzyki i ku zachodzącemu słońcu...

Bo nieważne dokąd, ważne z kim:)

Alleluja i do przodu! kolejna odsłona

Niech to będzie hasło przewodnie na dzisiejszą noc, dzień i całą resztę życia.

Bo życie jest krótkie i nie ma czasu na półśrodki.
Trzeba czerpać z niego garściami, bawić się do rana, śmiać się głośno, zawsze być zgodnym z własnym sumieniem i cieszyć się nawet z drobiazgów, bo one tworzą naszą egzystencję.

sobota, 11 lipca 2009

piosenka przewodnia, alleluja i do przodu:)

Dzisiaj dzień umilam sobie muzyką, do tego dodam sporo jazdy samochodem (szybkiej w dodatku, czyli takiej jaką lubię najbardziej) i mogę uznać dzień za udany:)

Po raz kolejny sprawdza się moja dewiza, że najlepiej bawię się... we własnym towarzystwie:)!

piątek, 10 lipca 2009

Wybitne przygody, w czasie niepogody

Moja ignorancja sięgnęła zenitu. Do tego należy dodać ogólne "przymulenie" związane z pogodą i mój niewyparzony język. Reszty chyba nie trzeba.

Ranek był wręcz uroczy. Akurat wstałam rano i w czasie biegania wywaliłam się (moje wywrotki i fikołki już są znane w okolicy, ale ludzie, nie na prostej drodze....). Potem na śniadaniu nie mogłam znaleźć sobie niczego, co mogłoby odpowiednio zaspokoić mój głód. I to był ten drobiazg, który "na manowce złości wywiódł mnie".
I oznajmiłam rodzinie, że nie mam się w co ubrać i nie mam ochoty na nic. Do tego mina obrażonej księżniczki i obrót na pięcie. Występ na miarę Oscara. Tragedia. TRAGEDIA. Chyba się cofam w rozwoju, bo to mi wyglądało na bunt nastolatki:)

Nawiązując do mojej ignorancji, nie spodziewałam się takiego zaawansowanego jej stanu. Jestem stuprocentową ignorantką i chylę czoła przed wszystkimi, których kiedyś lub w przyszłości mylnie ocenię. Czytam i czytam, i nadziwić się nie mogę...


A zmieniając temat. Dzisiaj dowiedziałam się, że absolutnie przez mój pracoholizm nie nadaję się na żonę. Tylko na sponsorkę;p
Rozumiem, że żona dla niektórych to musi siedzieć w domu, prać, sprzątać i gotować na dodatek! Sic!

:):):) To ja wolę pracoholizm! Albo lepiej... sama bym chciała taką żonę:)!

Trzeba to uczcić:)

Dzisiejszy wieczór mam zupełnie wolny od pracy:) i nie będę w pracy ponad 24h:) to cudowne!

Aż się zastanawiam co z taką ilością wolnego zrobić, bo tyle jest do zrobienia...

czwartek, 9 lipca 2009

moje statystyki

W poprzednim poście wyciągnęłam ciężką artylerię, ale spokojnie, taki jednorazowy wyskok.

Teraz pora na moje małe statystyki.

33h z życia Pensjonarki to ponad 28h pracy i prawie 2h snu. Nieźle co? Nawet nieźle sobie radzę chociaż filozoficzne podejście do życia mam i łatwo się wzruszam:)

I jak się okazało pracoholizm stał się drogą do bycia w przyszłości żoną idealną... No i git!

"męskie szowinistyczne świnie"

Współczesne społeczeństwo karmione jest komercyjną papką.

I uważam, że właśnie takie pranie mózgu jest przyczyną zniewieścienia większości facetów.
Za samo zło uważam serię reklam Coca-Coli Zero.
Tam faceci utwierdzani są w przekonaniu, że brak zobowiązań i brykanie jest po prostu modne. Oczywiście jest to fajna sprawa, ale jak słyszę kolejnego faceta (a tak w rzeczywistości niedojrzałego dzieciaka), który opowiada utarte slogany, nie do końca je rozumiejąc to, za przeproszeniem, ulewa mi się.

Kiedy znowu słyszę, że małżeństwo to utracenie wolności i do niczego nie potrzebny papierek, mam zwyczajnie odruch wymiotny. Bo tak w rzeczywistości bardzo przykro jest słyszeć takie rzeczy od, wydawałoby się, inteligentnych ludzi, którzy nie mają pojęcia o czym mówią i powtarzają to, co jest po prostu wygodne.

Tylko proszę mnie źle nie zrozumieć, nie jestem ani zwolenniczką, ani przeciwniczką legalizacji związków. Uznajmy, że jestem neutralna niczym Szwajcaria.
Bo ja nie potrzebuję faceta dla udowodnienia własnej wartości (bo ją doskonale znam), nie potrzebuję też męża z powodów finansowych (jak niestety część kobiet), ponieważ sama sobie dobrze radzę i nie mam zamiaru tego zmieniać.
Ale biorąc pod uwagę pewne wartości (a miarą prawidłowo rozwiniętego społeczeństwa są wartości, którymi się kieruje, w przeciwnym razie możemy wszyscy wrócić do jaskini i biegać z maczugami) jest to ważny element życia społecznego, nie wspominając o ułatwieniach prawnych życia we dwójkę.
Bo jeśli ktoś powtarza, że jest to nic nie znaczący papierek po pierwsze żyje w utopii (Pobudka! W Polsce jest to szalenie znaczący papierek, zaczynając od kwestii kredytowych, a na wizytach w szpitalu kończąc), po drugie nie szanuje osoby, z którą jest.
Odbijając piłeczkę, na której są argumenty w stylu "to nic nie zmieni", można powiedzieć skoro nic, to czemu to takie trudne.
Ja z niedojrzałymi facetami miałam już kilkakrotnie do czynienia i powiem krótko, żal mi ich i ich obecnych, i przyszłych kobiet, ponieważ tv kłamie, ale też robi bardzo skutecznie sieczkę w umysłach, jak widać, co słabszych osobników.

Zostawiam z refleksją.

Wszystkie feministki świata łączcie się.

W pogoni za białym królikiem

Chyba to już ludzka natura tak nami kieruje, że najlepiej smakuje zakazany owoc, a najbardziej szanujemy co nie przyszło łatwo i to o co walczyć musieliśmy.
Taka pogoń za białym królikiem.
U mnie dochodzi do tego jeszcze upartość (określana jestem przez moją rodzicielkę, jako uparta jak głupi osioł) i voila! mamy mieszankę wybuchową niestabilnej emocjonalnie ekstrawertyczki, bujającej w obłokach, o aspiracjach pseudoartystycznych i z wybujałą wyobraźnią(i brakiem wyobraźni jednocześnie w kwestiach przyziemnych) w pogoni za spełnieniem marzeń, i rozumem przy okazji, z parabolicznie hedonistyczno-ascetycznymi poglądami.
Konia z rzędem dla tego, który mnie zrozumie. Bo ja sama zgubiłam wątek:)

A w kwestii pogoni to tak się stało, że ostatnio takiego jednego białego królika złapałam:

A dokładnie złapałam go we Wrocławskim ZOO, a polowanie było pacyfistyczne, z aparatem:)
Czyli jest nadzieja...


Ostatnio kilkakrotnie usłyszałam pytanie jak znajduję jeszcze czas na pisanie i czy w takim razie bardzo mi się nudzi w domu.
Piszę, bo lubię, a jeśli ktoś nawet kiedyś uśmiechnie się przy tej pisaninie to tylko balsam dla mojego skołatanego serduszka:)

środa, 8 lipca 2009

Syndrom Boga

Cierpię na taką przypadłość, co się "Syndromem Boga" nazywa...

Proszę nie mylić z przemądrzałością;p

wtorek, 7 lipca 2009

kot, który chciał być zającem i nawiedzony telefon...

Moja kotka (prawdziwa, bezimienna) zawsze chciała zostać zającem. Ale jak wiadomo nie zawsze można mieć to czego się chce, dlatego pozostało jej podskakiwanie od czasu do czasu, ku uciesze rodziny. Tak to jest z tymi zwierzakami.

Zorientowałam się dzisiaj, że mój telefon jest nawiedzony, bo sam ustawił pobudkę na jakąś absurdalnie wczesną porę, albo to ja jestem nawiedzona, jeśli miałam z tym coś wspólnego. I do tej całej, mojej dzisiejszej orientacji mogę dołożyć przełomowe odkrycie. Jestem dziwakiem, i na dodatek straszny ze mnie mięczak. Gdybym miała psychiatrę to pewnie uznałby to za przełom w leczeniu:) To chyba na plus:)

Idę spać, bo raczej już na nic na poziomie dorównującym mojemu odkryciu dzisiaj nie wpadnę.
A to ci psikus:)
Ahoj i czapki włóż, kapitan na horyzoncie, a dziwak pod pokładem!

poniedziałek, 6 lipca 2009

Super to takie ładne słowo

A jakie pożyteczne. Ma wiele zastosowań i mnóstwo rzeczy można nim określić. Na przykład, ale super książka, super dziewczyna, super niania, nie wspominając o wszechmogącym Supermanie.

I tak mogą być super samochody, super rodzice, super ciuchy, super wyniki, super wakacje, super praca i super wyzwania. Możemy pójść dalej i mieć super żonę/męża, super teściowe nawet się zdarzają (podobno;p). I tak dalej...

Super stwarza nam też super bogactwo odmian. Jest superowy, superancki, superaśny, superfajny, super-chruper, super-dupek, Supernat, Supernatural, Superexpress, supernova, super size me i jest super, jest super, więc o co ci chodzi?

Ale śmiechawa;p!*

*słowo obdarzone wielką sympatią przez drogiego Pana K. (to tak żeby formalności stało się zadość i aby być super poprawną politycznie autorką wypocin tutaj zamieszczanych:))

Home alone part 2: w rytmie Myslo

Jestem sama w domu. Znowu. Wróciłam po 20h pracy, zarzuciłam kocią dietę, bo kotki miały swój własny pomysł na obiad.
Poszłam spać przy akompaniamencie dobrego rocka:)

I obudziłam się o 19...
Pochodziłam po domu, porozglądałam się po ogródku. Włączyłam TV, ale coś nic do mnie nie przemówiło (to może i dobrze, że nie komunikuję się ze sprzętem RTV).
Otworzyłam lodówkę jakieś 30razy (a nuż przeoczyłam coś, na co miałabym ochotę przeogromną, ale najwyraźniej z jedzeniem też dziś nie znalazłam wspólnego języka;p), powisiałam trochę na schodach, ale to jeszcze nie było to.
Bezkarnie odpaliłam płytę Myslovitz na cały regulator:). Chciałam przećwiczyć kocią tresurę, ale mam wrażenie, że kotki zupełnie mnie ignorują, nie reagując na komendy "siad" i "daj łapę", które ostatnio ćwiczyłyśmy (również bezskutecznie).
Zmieniłam opis na gg, wypiłam herbatę, owocową na dodatek.

I co, może powinnam zrobić coś pożytecznego? A może coś śmiesznego? Mowy nie ma, wystarczająco było śmiesznie jak uderzyłam głową w drzwiczki od szafki z kluczami i z wrażenia po tym się wywaliłam.

I tak się błąkam:) Byle by nic nie potłuc:)

Miłość, kłamstwa i płyty Myslovitz

"Chemiczny świat pachnący szarością z papieru miłością, gdzie ty i ja..."*

Miłości nie ma, a Bóg umarł...
Można pomyśleć, że od dzisiaj jestem nihilistką.
A może po prostu realistką? Bo czy przy 6mld ludzi na Ziemi, ktokolwiek logicznie myślący faktycznie uważa, że znajdzie swoją drugą połówkę? I to najczęściej na sąsiedniej ulicy, w pobliskim sklepie, w pracy, na uczelni czy na basenie?
Nie wygłupiajmy się, za stara jestem na takie bajeczki.

A jednak moja realistyczna natura, szalenie przydatna w życiu codziennym, gdy przychodzi to spraw metafizycznych wycisza się zupełnie. I tak wierzę w Boga, wierzę w miłość i przeznaczenie.
I wiem, że każdy kiedyś znajdzie kogoś, kto mu zaśpiewa z całym przekonaniem:

"Dla Ciebie, mógłbym zrobić wszystko, co zechcesz powiedz tylko, naprawdę na dużo mnie stać..."**

I trzeba w to wierzyć i żyć zgodnie z własnym sumieniem i być szczęśliwym, bo każdy zasługuje na szczęście. I na miłość:).***



*"Długość Dźwięku Samotności" Myslovitz
**"Dla Ciebie" Myslovitz
***wątek ze specjalną dedykacją dla A.

niedziela, 5 lipca 2009

kryzys ćwierćwiecza a może letnie przesilenie...

Uwaga, uwaga, bo idzie łamaga! Akurat w moim przypadku takie hasło jest wręcz idealne.
Opis brutalnie specyfikujący rzeczywistość, która jest... brutalna.
Bo jeśli gdzieś mogę się wywalić (tylko nie byle jak, ale spektakularnie, bo takie zwykłe wywrotki to amatorszczyzna), to zrobię to jak trzeba,widowisko gwarantowane.
Co prawda jeszcze nie walnęłam głową w skrzynki na listy (tu ukłon dla Pani G.(!)), ale to pewnie jedynie dlatego, że nie poruszam się w pobliżu miejsc z dogodnym ustawieniem do uderzenia takowych skrzynek.

A zatem tak się stało, że na podsumowania ostatnio mi się zebrało.
Rzewnie, depresyjnie i twórczo, bo wpadłam w stan tzw. głębokiej melancholii.
Do epokowych odkryć raczej nie dojdę, ale wkrótce osiągnę zacne ćwierćwiecze i co z tego? Chciałoby się rzecz QUO VADIS?
W moim przypadku odpowiedź zawsze aktualna to "do pracy". A powinna być taka:
"tam gdzie miód najsłodszy, słońce najjaśniejsze, wiatr ciepły i ludzie szczęsliwi":)!

A teraz właściwie żadna, powtarzam ŻADNA z dziedzin mojego życia nie jest stabilna, ani unormowana. W sumie jak też nie jestem stabilna (emocjonalnie) i unormowana (w ogólnym znaczeniu tego słowa). Jednym słowem kicha. Szukając pozytywów, przynajmniej nie dopadnie mnie nieznośna lekkość bytu:)

Może kupię sobie psa, może lepiej lwa...:)

Kolejna myśl na wagę złota

"Ty może lepiej już znajdź sobie męża i idź do pracy na pół etatu"*

*Autorstwa M.

Czy naprawdę tak nisko upadłam;p??? Ja się pytam...

Druhu drużunowy melduję posłusznie...

Czołem drużyno!

Skoro już przyszło mi na zwierzenia po północy to zawsze chciałam wstąpić do harcerstwa. Serio. A tak się złożyło, że moi rodzice nie zapisali mnie nigdy do żadnego zastępu. Szkoda, bo harcerką byłabym idealną. Zawsze miałam słabość do mundurów;p

A tak zero musztry i co ze mnie wyrosło:)?

Przysięgam, że pisząc to nie miałam grama alkoholu we krwi.
Jaki z tego wniosek?
Osiągnęłam etap najgłupszych światowych zwierzeń na trzeźwo. Czyli "Mam talent 2: powrót potwora z bagien i pięciominutowy przepis na osiągnięcie granic absurdu, zrób to sam".

Praca, męskie wzruszenia i rakieta tenisowa:)

Ostatnio moje życie właściwie toczy się pod znakiem pracy. Przykre. Najbardziej przykre, że o tym piszę. Czy to znaczy, że niedługo stanę się ograniczonym umysłowo, nudnym pingwinem? Jak już to chińskim dzieciaczkiem w drodze do fabryki ideologii mao, w poszukiwaniu czerwonej książeczki, skoro już nawiązujemy do stylu ubierania:)

Może zrobię małe podsumowanie ostatnich dni, tak chyba będzie bezpieczniej, żeby nie wkraczać na grunt jadnakowoż grząski, pominę pewne napięcia na poziomie minus 10, pomiędzy moi a kanadyjskimi przedstawicielami ludu pracującego - a zatem pokonałam kawał ściany, której nienawidzę, a później skopałam jej chwyty "żeby nie wiedziały którędy na górę", robię dietę odchudzającą kotom oraz próbuję je wytresować, ale sierściuchy moje wysiłki mają w głębokim poważaniu (i patrzą na mnie z politowaniem), czytam 4 książki jednocześnie, kolejny raz obejrzałam w kinie Transformersów, naprawdę czadowe z nich roboty (znaczy autoboty:)), oraz otrzymałam pierwszą lekcję tenisa ziemnego pod znamienitym tytułem: "w przypływie spontaniczności połączonej z dużą ilością adrenaliny już bez katalizatorów można rozwalić rakietę, a adrenalina plus lekkie podirytowanie plus motoryzacja równa się kontuzja". Takie tam warte zapamiętania przemyślenia.

czwartek, 2 lipca 2009

Powrót do przyszłości cz. 58: samiec alfa na randce

Zasłyszane w jednej komedii dla nastolatków:

" Jeśli idziesz na randkę to koniecznie musisz założyć buty na obcasach. To sprawi, że twoje łydki będą napięte, a to facetom, którzy przecież są podświadomie myśliwymi (natury nie oszukasz), przypomina uciekającą zwierzynę..."

Przyznam, że teoria chociaż mocno ekscentryczna, coś w sobie ma:)
Bo który samiec alfa nie lubi kobiet na obcasach???:)

chwila z życia nie takiej pierwszej lepszej Anny

Znam niesamowitą osobę. Osobę, która mimo przeciwności losu zawsze kroczy z podniesionym czołem. Zna słodki smak sukcesu i gorzki smak porażki, ale żaden z nich nie zawróci jej w głowie. Jej życie nie jest letnie. Jest albo gorąco, albo lodowato. Nie ma czasu na kompromisy, bo życie jest krótkie.
Jeśli kocha to prawdziwie, jeśli się złości to całkowicie i nigdy się nie poddaje.

A ja patrzę i wyciągam wnioski. I życzę jej z całego serca jak najlepiej!

Małe sprostowanie, proszę o uwagę

Jestem prawdziwym wymiataczem, przecinakiem i terminatorem. Co do tego nie ma wątpliwości. Na dowód ostatnio misję specjalną w pracy wykonałam profesjonalnie, bezwzględnie i bez mrugnięcia okiem (na takie akcje jest jedno określenie "nawet nie zipnął") i z tej okazji miałam, za każdym razem kiedy wchodzę na te marmury (sami wiecie gdzie:)) mieć podkład muzyczny z Mission Impossible (był z Piratów z Karaibów, w sumie też może być - Piratka:" do abordażu!!!").

I właśnie dlatego chciałabym zdementować pewne plotki. Materiały wybuchowe traktuję tylko i wyłącznie hobbystycznie. Nie posiadam sprzętu do podsłuchu i tej wersji będę się trzymać. Nie nagrywam też rozmów, które prowadzę. Mam dobrą pamięć. I gdyby ktoś życzliwy chciał coś dodać. Nie, nie jestem pamiętliwa, mam po prostu dobrą pamięć!

I coś specjalnego dla Drogiego Pana K.



samiec alfa:)

Home alone

Wróciłam do domu i oto co zastałam. Pusto, nikogo ani śladu, tylko rozhisteryzowane koty biegały po ogródku. Na górze pozostałości po malowaniu w pokoju mojego brata, czajnik z jeszcze ciepłą wodą w kuchni. Generalnie wszystko wskazywało na to, że rodzina moja tutaj przebywająca w pośpiechu opuściła to miejsce.

I nagle na środku stołu zobaczyłam... kupon z wynikami dużego lotka.

I co ja, biedny żuczek, sobie miałam pomyśleć, hę?

"Szatan z siódmej klasy"

Pamiętacie? Film czadowy już zapomniałam jak fajny jest:) I dzieciństwo się przypomina:)


"I czego się drzesz?!"***


***Profesor

środa, 1 lipca 2009

30h bez snu, 20h pracy, maraton i podsumowując

Całe życie z wariatami:) A na czele JA. Bo kto normalny tak się zachowuje?

Teraz spędzam uroczy wieczór sponsorowany przez tanie wino z "Zaczarowaną" w telewizorni i jak słowo daję zaraz padnę:)

Mogę w tym momencie mogłabym zacytować fraszkę autorstwa mojego:) Ci co wiedzą o co chodzi, wiedzą o co chodzi:)